a co dzisiaj? "spełnione pragnienie" to tytuł opowiadania, które najprawdopodobniej napisałam w liceum (albo w gimnazjum). nie jestem do końca przekonana czy to ja to stworzyłam ale mam dziewięćdziesiąt osiem procent pewności. to chyba dużo. znalazłam to opowiadanie po tylu latach w starym zeszycie, z którego potrzebowałam kartkę (na egzamin). były tam również obliczenia funkcji bezwzględnych i różne inne dziwne rzeczy. jednym słowem: brudnopis. a w nim taka perełka. może nie każdemu się spodoba, ale ja lubię odnajdywać i czytać swoje teksty po latach. kiedyś znalazłam opowiadanie o którym już wspominałam, o koniku różowe serduszko. byłam zachwycona, choć wszystko jest tak słodkie (panienka izabelka, justysia, andrzejek) tak, takiego języka używałam, ale to w podstawówce. te późniejsze mają lepsze słownictwo.
a więc przygotujcie się na dłuższe czytanie. nie mam pojęcia co mnie zmotywowało do napisania akurat czegoś takiego. tekst mówi o czekaniu i o nadziei. chyba każdy na coś czekał i każdy miał na coś nadzieję...
a więc zapraszam do czytania:
spełnione pragnienie
znałam kiedyś intrygującego człowieka. nie. znałam to za dużo powiedziane. wiedziałam, że mieszka w tym samym domu co ja. już jak byłam małą dziewczynką on tam mieszkał, gdy miałam dwadzieścia lat on nadal tam mieszkał, a teraz ja już od kilku lat tam nie mieszkam, a on zmarł. nie był dla mnie nikim bliskim, a jednak czułam do niego pewnego rodzaju sympatię.
miał jedno, jedyne pragnienie w życiu: chciał otrzymać list. to smutne, że część życia stracił na czekanie. wiedziałam, że on nie dostanie tego listu, bo nie miał nikogo bliskiego: ani rodziny, ani znajomych. więc kto mógłby mu ten list przysłać?
co dzień gdy przyjeżdżał listonosz on schodził na podwórko i czekał, czekał aż listonosz wyda wszystkie listy i pytał się czy i dla niego czegoś nie ma. odpowiedź nigdy go nie usatysfakcjonowała. widziałam jak z zazdrością i zawiścią patrzył na tych co otrzymywali listy. ja też byłam między tymi ludźmi. otrzymywałam listy od narzeczonego... byłam szczęśliwa i nie mogłam go zrozumieć, choć bardzo starałam się postawić w jego sytuacji.
listonosz zaczął go unikać, a on był jeszcze bardziej smutny. słyszałam, że listonosz odczuwał wyrzuty sumienia, że nie może zaspokoić nadziei starca.
w końcu pewnego dnia cały budynek usłyszał krzyk listonosza wołającego starszego pana. miał dla niego list. podał mu go i odjechał. odjechał po wino, aby świętować to, że przyszedł w końcu list.
widziałam przez okno twarz człowieka. była dziwna: ni to wzruszona, ni zadowolona. raczej zdziwiona, a gdy otworzył list i czytał, to smutniał. nie wiedziałam co tam jest napisane. dowiedziałam się po kilku dniach gdy sama dostałam list od tego człowieka. nie ważne, że słowa były banalne, bo mówiły o jakimś łańcuszku szczęścia. ważne, że ten człowiek w końcu doczekał się listu.
myślę, że ten list wysłał po prostu listonosz, ponieważ nie mógł znieść zawodu w oczach tego człowieka gdy zawsze informował go o braku listu.
zresztą nie chodzi o to kto i co napisał, ważne że ten człowiek udowodnił mi, że jeśli czegoś mocno się pragnie i wierzy się, że to coś się spełni, to to naprawdę się spełnia.
jak tak to przepisywałam to chyba utwierdziłam się w tym, że ja to napisałam. chyba w gimnazjum (chyba szóstkę za to dostałam?) tego nie pamiętam, ale mogło tak być ;)
miłego dnia jutro życzę wszystkim i trochę tej nadziei. nie koniecznie takiej tylko z czekaniem, można coś robić, ale zawsze warto wierzyć do końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do dyskusji i pozostawienia swojej opinii o moim pisaniu ;)