te które za raz pokażę, robiłam na prezentację stowarzyszeń, żeby każdy wiedział, że my to my.
odkryłam, że warto pracę podzielić na dwa-trzy dni. w jednym dniu piekę ciastka (z tego przepisu) i lukruję je lukrem na bazie cukru pudru i cytryny, jako podkład.
kolejnym etapem pracy jest dekoracja, drugiego dnia, jak podkład dokładnie wyschnie, w przeciwnym razie lukier którym dekoruję mógłby zabarwić.
no i tu zadanie, którego wbrew pozorom najbardziej nie lubię. robienie lukru królewskiego (białko + cukier puder), czyli dobranie odpowiedniej konsystencji, a potem koloru. no i koniecznie muszę kupić sobie więcej adapterów do rękawów cukierniczych. bo tylki mam, rękawy mam a adaptery tylko dwa i ciężko w takich warunkach pracować. teraz pokażę efekty mojej pracy. siedziałam, aż do drugiej w nocy, ale wolę coś skończyć, nawet późną nocą, niż odkładać do rana.
kolejnym etapem i też kolejnego dnia, jest pakowanie ciastek, tutaj nieoceniona jest pomoc mamy. niestety nie miałam czasu zrobić zdjęć wcześniej i tak na szybko tuż przed dostarczeniem na miejsce, zrobiłam kilka grupowych fotek
niektórzy się dziwią, że mi się chce, że to przecież niepotrzebne tak ozdabiać, no i potem żal zjeść. dla mnie nie jest to niepotrzebne, strasznie lubię dekorować, nawet jak mam wymyślać różne wzory (tutaj starałam się aby każde ciastko było inne). jest to zajęcie odciągające od rzeczywistości i można się przy nim wyłączyć. (tak samo można się wyłączyć grając, ostatnio na koncercie dopiero pod koniec utworu zorientowałam się, że przecież siedzę na scenie, a pod sceną tyle ludzi). takie rzeczy są dobre, bo mimo, że je wykonujemy z jak największą precyzją, to możemy pozwolić myślom odpłynąć.
pozdrawiam. i obiecuję kolejny wpis niebawem, bo mnie pewne osoby męczą, że nie mają co czytać.
Twoje pierniczki są przepiękne !!!!!! Od dawna lubisz piec ?
OdpowiedzUsuń