poniedziałek, 29 kwietnia 2013

5 - recenzja - "życie pi"

wczoraj skończyłam czytać "życie pi" (tak naprawdę to już było dzisiaj). nie wiem czy to co napiszę można nazwać recenzją i czy będzie to dobre, ale spróbuję.

autor: martel yann
tytuł: "życie pi"
skala 1-10: chyba znów 10
czytałam w formie e-booka

muszę zacząć od tego, że podczas czytania cały czas miałam wrażenie, że opisana historia wydarzyła się naprawdę. jednak zdrowy rozsądek podpowiada, że tak być nie mogło i małe przeszukanie internetu utwierdziło mnie w tym przekonaniu gdzieś tak w siedemdziesięciu procentach.
niezależnie od tego czy historia jest prawdziwa czy nie, sprawia wrażenie takiej i tu duży plus dla autora, bo nieraz czuć ściemę z daleka a tutaj tak nie jest.
z powieści dowiadujemy się o życiu chłopca, w skrócie imieniem pi, który najpierw wiedzie spokojne i szczęśliwe życie w ogrodzie zoologicznym ojca, a potem musi zmierzyć się z przeciwnościami losu i walczyć o życie swoje oraz swojego współtowarzysza niedoli- tygrysa bengalskiego.
Piscine od dziecka wychowywał się wśród zwierząt, wiedział jak się nimi opiekować, znał ich możliwości i niebezpieczeństwo jakie może zagrażać człowiekowi jeśli niewłaściwe się zachowa wobec zwierzęcia. chłopiec był zafascynowany religią i to nie jedną ale kilkoma, był inteligentny i zadowolony z tego co miał. jednak gdy wszystko układa się dobrze muszą nadejść gorsze czasy, tak też się stało w rodzinie głównego bohatera i wszystko obróciło mu się o sto osiemdziesiąt stopni. znalezienie się na środku oceanu w jednej małej szalupie z tygrysem bengalskim nie byłoby łatwe dla nikogo i dla naszego kilkunastoletniego bohatera też nie było łatwe. lecz ogromna wiara i chęć przetrwania sprawiły, że przeciwności jakie go spotkały umocniły go tylko i sprawiły, że przezwyciężył to wszystko aby opowiedzieć swoją historię innym.
powieść świetnie napisana, przystępnym językiem. pokazuje różne aspekty życia:
-pojawia się motyw wiary, nie takiej zwyczajnej ale wydawałoby się prawdziwej (najprawdziwszej) wiary.
-przezwyciężanie przez głównego bohatera nieprzyjemności które spotykały go w prywatnym życiu i umiejętność radzenia sobie z nimi.
-pokazanie potęgi sił natury i dzikich zwierząt
i wiele innych przykładów, które każdy na inny sposób może odczytać.
jest to książka o nadziei, o tym że nie należy się poddawać niezależnie od tego jak beznadziejna by była sytuacja. pokazuje walkę człowieka z przyrodą i z nim samym. "do wszystkiego można się przyzwyczaić" - to stwierdzenie pada często z ust pi i pokazuje, że wszędzie da się przeżyć jest tylko kwestią czasu jak szybko człowiek przyzwyczai się do panujących warunków.
polecam.

czwartek, 25 kwietnia 2013

4 - przypadek

dziś przekonałam się, ze życiem rządzi przypadek. nie znajduję innego wytłumaczenia na to co mnie dziś spotkało. chciałam zobaczyć się z pewnymi osobami, ale ani sms, ani dzwonienie nie przyniosło skutku. nie udało mi się skontaktować. więc zrezygnowana i znudzona mając jeszcze dwie godziny do planowanego odjazdu do domu, zaczęłam się szwendać ulicami miasta. takimi którymi rzadko chodzę, albo prawie w ogóle. a więc szłam sobie rozmyślając o przeciwnościach tego świata, a tu z przeciwka, widzę, idą ci których zobaczyć chciałam. w ten oto sposób spędziłam miło popołudnie i stwierdziłam, że nic na siłę, jak coś ma się wydarzyć to na pewno się wydarzy i nie ma się na to wpływu. a dzieło przypadku może być czasami bardzo przyjemne.

wtorek, 23 kwietnia 2013

3 - próbka recenzji


tak mi się przypomniało co chciałam już od dawna zrobić, a teraz mam ku temu okazję więc: czemu nie? czytam. dużo czytam. ale nie zawsze trafi się książka która pochłonie mnie tak, że zapomnę o tym, że mam zjeść kolację. a na taką książkę ostatnio trafiłam... ale od początku.. książki albo kupuję, albo pożyczam od kuzynki. do biblioteki już dawno przestałam chodzić, jakoś mi chyba nie po drodze? a w sumie to by było tańsze, ale jak tak teraz myślę, to przecież nie wiem kto miał taką książkę przede mną oraz co i jak z nią robił. więc pozostaję przy moich metodach. ostatnio doszło do tego czytanie e-booków, no i to wydaje mi się ekonomiczne. do rzeczy. mam ulubioną księgarnię "matras" a w niej kosze z promocjami, te książki czasem mają pozaginane okładki, poszarpaną stronę, ale przeważnie są ładne i nowe tylko... opuszczone, niechciane? nie wiem czemu tam się znajdują ale ja się z tego powodu bardzo cieszę, bo tym sposobem dziś nabyłam dwie książki w cenie niecałych 17 zł, a sumując ceny podane na okładce wyszłoby 65 zł (!). no i jak tu nie lubić takiej księgarni? więc na bieżąco zaopatruję się tam w piękne książeczki (z reguły kryminały i thillery, ale dziś to chyba coś z sience fiction), no i takim sposobem mam stosik nieprzeczytanych książek. nie mogłam się zdecydować którą zacząć czytać więc siostra dokonała wyboru, a ja przepadłam...

no i w tym miejscu dochodzę do tego o czym chciałam pisać. mini recenzję przeczytanej książki.
a więc zacznijmy od autora: barry eisler
tytuł: "linia uskoku"
w skali od 1-10: ja oceniam na 10
w "matrasie" kupiłam ją za 9.90 zł

książka ma wszystko to, czego ja oczekuję od czytanej książki. przede wszystkim ma wzbudzać we mnie jakieś emocje.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

2 - na kogo można liczyć

postanowiłam, że będę numerować swoje posty. więc dzisiejszy jest drugi. a do dzisiejszego dnia świetnie pasuje cytat, którego nie pamiętam dokładnie ale parafrazując chodzi w nim o to, że przyjaciel nie pyta o powód twojego smutku ale sprawia że wraca radość. ja dziś się tak czułam i poczułam, że na kogoś mogę liczyć. moje wcześniejsze doświadczenia z różnymi ludźmi oraz urwane kontakty, tuż po zakończeniu szkoły, sprawiły że stałam się mniej ufna względem ludzi. choć z ludźmi lubię przebywać (czasem).... wróć... zawszę mówiłam, że nie lubię ludzi i nie nadaję się do życia w społeczeństwie. no w sumie racja.. nie potrafię, ale lubię (czasami). dziś nie chciałam, jednak pewne osoby (które mam nadzieję pozostaną na dłużej w moim życiu) sprawiły że istniało tylko "tu i teraz", a wszystko inne co zaprzątało moje myśli na chwilę mnie opuściło. życzę wszystkim aby takich ludzi na swojej życiowej drodze spotykali i żeby mogli na kogoś liczyć.

zapomniałabym, dziś był mandolinowy dzień, choć ja na mandolinie nie grałam tylko na gitarze, ale mandolina była. piękny instrument, jak ktoś nie słyszał, to radzę sobie wygooglować. no i taka przestroga na przyszłość: patrz jakie nuty zabierasz na koncert, bo może się okazać, że zamiast na basówkę znalazły się tam nuty na pierwszy mandolinowy głos, a nie jest to fajna niespodzianka...

niedziela, 21 kwietnia 2013

początek

jak wiadomo początki są trudne. no ale jakoś trzeba rozpocząć. myślę, że założyłam tego bloga, bo jak każdy, potrzebuję czasem podzielić się swoimi emocjami w jakikolwiek sposób. od dawna planowałam założyć bloga na którym pokazywałabym co i jak upiekłam, ale takich blogów jest w sieci mnóstwo. na modzie się nie znam, gotuję od czasu do czasu, piekę i lubię to robić, ale żeby aż założyć bloga z tego powodu? no nie wiem. poza tym że lubię piec: ciastka, ciasta, tarty, babeczki, placki i inne różności, należę do zespołu regionalnego. czyli czasem coś o nim można napisać. no nie? a muzyka? uczę się grać na różnych instrumentach, a dobra muzyka odpręża. no a codzienność jest codziennie. książki czytam w dużych ilościach to i tym mogę się dzielić. więc nie będzie to sprecyzowany na jedną tylko dziedzinę blog, ale będzie o  rzeczach które lubię i o których mam jakiekolwiek pojęcie. nie sądzę zresztą żeby czytało to wiele osób (jeśli ktoś w ogóle przeczyta i mu się spodoba to będę się cieszyć), po prostu chcę stworzyć coś w rodzaju pamiętnika, dla siebie, dla własnego komfortu psychicznego. a co z tego wyjdzie? zobaczymy :)