zacznijmy od lukru. przyznaję, że ten mój mi nie wyszedł taki jak powinien. nie ma aksamitnej konsystencji i chyba był odrobinę za gęsty. a barwniki... zawsze korzystałam z takich w żelu. ostatnio kupiłam w proszku, bo tak jakoś wyszło, no i nie jestem do końca zadowolona, bo o ile kolor wyszedł genialny (mi przede wszystkim chodziło o ładny czerwony) to lukier z dodatkiem tego barwnika w proszku jest niezjadliwy. cierpki w smaku i ogólnie niedobry. z tymi w żelu nie miałam takiego problemu. ale do małych detali nadaje się super, bo ma intensywny ładny kolor.
a więc upiekłam sobie ciastka. zaczęłam robić lukier i tutaj dopadły mnie wątpliwości. czytałam dużo różnych przepisów na lukier królewski, ale w większości jest żeby białko z cukrem ucierać mieszadłem a nie ubijać rózgą. ok, tak też zrobiłam. ma się to ucierać do czasu, aż pomiędzy palcami nie będzie czuć grudek cukru i że może to zająć nawet kilkanaście minut. mi ucierało się pewnie z piętnaście a i tak nie wyszło tak jak trzeba. potem mieszanie lukru z barwnikami (polecam w rękawiczkach). no i zdobienie :)
czyli najprzyjemniejsze. i choć ozdobiłam w moim życiu już tyyyyyle ciastek to nie zawsze byłam zadowolona z efektu. dziś też nie do końca ze wszystkiego jestem, ale i tak są urocze.
a teraz kilka zdjęć z moich zmagań z lukrem.
tu w wersji z batmanem (nietoperzem) którego siostra dołożyła. a tak na marginesie to jedna z kilku moich "helołinowych" foremek. które kupiłam dla dyni, którą przerobiłam na jabłko :)
tu z duchem również z nowych foremek:
i nietoperki
a tu pan i pani serduszko:
zapraszam do dekorowania bo to dobra zabawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do dyskusji i pozostawienia swojej opinii o moim pisaniu ;)