trafiłam kiedyś na listę stu książek wartych przeczytania. nie wiem kto taką listę stworzył i czym się kierował. jednak prawie trzydzieści książek z tej listy mam przeczytane. ta dzisiejsza też tam była, stamtąd się o niej dowiedziałam i postanowiłam przeczytać. sam tytuł już jest trochę kulinarny więc zachęca jeszcze bardziej.
autor: fannie flagg
tytuł: "smażone zielone pomidory"
skala 1-10: 10
znowu dziesięć punktów w mojej skali. nie potrafię być krytyczna czy co? chociaż co do tej pozycji akurat jestem pewna takiej oceny.
o czym jest książka? opisuje normalne, czasem ciężkie życie, zwykłych ludzi. jednak najlepsze jest w niej to jak jest napisana. narracja tutaj jest z trzech różnych perspektyw.
w pierwszej historia przedstawiana jest nam za pośrednictwem kobiety, która znajduje się w domu starców. opowiada ona przypadkowo spotkanej kobiecie (z którą się zaprzyjaźnia) historie z jej młodzieńczych lat. historie jej rodziny, przyjaciół, znajomych i różnych innych osób. przypomina sobie ona o różnych sprawach równocześnie, czasem coś zapomni, ale jej historie zawsze są ciekawe, a jej słuchaczka przenosi się te kilkadziesiąt lat wstecz i czuje jakby tam była. kolejne spojrzenie narracyjne jest opisem tego co działo się aktualnie w danym czasie (o którym opowiada kobieta). jesteśmy uczestnikami wydarzeń "na żywo". z tej perspektywy można dowiedzieć się dużo innych różnych zdarzeń i rzeczy, o których pani threadgoode, nie miała pojęcia bo po prostu nie mogła być wszędzie i nie mogła słyszeć wszystkiego. kolejnym typem narracji są artykuły z miejscowej gazety, w których autorka opisuje bieżące wydarzenia z życia mieszkańców whistle stop. mi te artykuły kojarzyły się trochę z takimi postami na blogu, choć podejrzewam że wtedy nie znali takiego słowa.
taki sposób napisania książki bardzo korzystnie wpływa na jej odbiór przez czytelnika. wydarzenia przytaczane w krótkich rozdziałach, czyli podziałach na dom starości, życie w whistle stop i gazetę, nie są poukładane po kolei, więc czytając coś,o jakimś fakcie dotyczącym sprawy dowiadujemy się za kilkadziesiąt stron. nie przeszkadza to jednak w czytaniu, a nawet mobilizuje do dalszej lektury.
większość tej historii ma miejsce w kawiarni w miejscowości whistle stop, albo dotyczy ludzi, którzy są z nią blisko związani. stąd też tytuł, bo najlepsze w tej kawiarni były smażone zielone pomidory właśnie.
polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do dyskusji i pozostawienia swojej opinii o moim pisaniu ;)