czy też tak macie, że jak chcecie sobie coś przyśpieszyć, skrócić to wychodzi jeszcze dłużej? NA PEWNO.
chociażby kolejka do kasy. ZAWSZE jak pójdę do tej "krótszej" to wystoję się dwa razy dłużej, bo. jakaś pani na przykład przypomniała sobie, że jednak nie chce kupować danej rzeczy i trzeba ją wycofać, a do tego potrzeba jest specjalna inna pani, albo: "o jejku, to trzeba było ważyć? to ja szybko pobiegnę". "a dwadzieścia siedem groszy dostanę?" i grzebie w portfelu i grzebie toto, a ja się skręcam. nie mówię, że ja nie grzebię, no ale nie muszę znosić wszystkiego, mogę marudzić.
albo. taka myśl: "pojadę tamtędy będzie szybciej", a za zakrętem światła - no bo jakżeby inaczej, roboty drogowe. a co za tym idzie? (albo jedzie) oczywiście koparka. już za światłami, ale za to na całej drodze rozkraczona. i stoi. i ruszyć się nie chce, a pan macha ręką żeby przecisnąć się przez szczelinę, bo przecież miejsce jest.
spieszy mi się coś znaleźć szybko na internetach. to wtedy kochany komputer instaluje aktualizacje, a co sobie będzie. i potem sapie i dyszy, a ja czekam i kwitnę, a on dalej obraca tym kółeczkiem i przestać nie może.
no po prostu "uwielbiam" takie sytuacje. ale przynajmniej można wtedy spokojnie śniadanko zjeść, albo posłuchać lepiej muzyki (patrząc na pana koparkowego), albo poprzyglądać się ciekawym osobistościom znajdującym się w uwielbianych przez nas marketach (a czasem jest co pooglądać).
taka codzienność, chyba każdego z nas.
piątek, 28 lutego 2014
czwartek, 20 lutego 2014
94 - w zamknięciu żyje się dłużej?
jeśli jest się mandarynką, to na pewno. a przynajmniej tą specjalną mandarynką, którą ja posiadam.
pierwszy raz wspominałam o niej z okazji mikołaja w tym poście, myślałam, że na tym nasza historia się skończy. jednak myliłam się. ona ładnie zapakowana nie skłoniła nikogo do zjedzenia jej więc samotnie czekała w kąciku, aż ją odnajdę. i znalazłam, przy okazji nauki do sesji. nie żeby była jakoś schowana tylko po prostu wpasowała się w krajobraz, a wiecie, że jak jest sesja to wszystko jest bardzo ciekawe. więc i ja zaciekawiona stworzyłam mini wpis na fejsbuku o tejże niesamowitej mandarynce. tutaj możecie go przeczytać. no i znów myślałam, że historia mandarynki się zakończy. ale ona nadal żyje i ma się dobrze.
pierwszy raz wspominałam o niej z okazji mikołaja w tym poście, myślałam, że na tym nasza historia się skończy. jednak myliłam się. ona ładnie zapakowana nie skłoniła nikogo do zjedzenia jej więc samotnie czekała w kąciku, aż ją odnajdę. i znalazłam, przy okazji nauki do sesji. nie żeby była jakoś schowana tylko po prostu wpasowała się w krajobraz, a wiecie, że jak jest sesja to wszystko jest bardzo ciekawe. więc i ja zaciekawiona stworzyłam mini wpis na fejsbuku o tejże niesamowitej mandarynce. tutaj możecie go przeczytać. no i znów myślałam, że historia mandarynki się zakończy. ale ona nadal żyje i ma się dobrze.
czwartek, 6 lutego 2014
93 - spełnione pragnienie
od razu informuję tych co może zauważyli, a może nie, numer posta nie ma taki numer jakby pasował. ale to dla uczczenia pamięci posta, który powstał ale niestety nie był gotowy na zderzenie z rzeczywistością.
a co dzisiaj? "spełnione pragnienie" to tytuł opowiadania, które najprawdopodobniej napisałam w liceum (albo w gimnazjum). nie jestem do końca przekonana czy to ja to stworzyłam ale mam dziewięćdziesiąt osiem procent pewności. to chyba dużo. znalazłam to opowiadanie po tylu latach w starym zeszycie, z którego potrzebowałam kartkę (na egzamin). były tam również obliczenia funkcji bezwzględnych i różne inne dziwne rzeczy. jednym słowem: brudnopis. a w nim taka perełka. może nie każdemu się spodoba, ale ja lubię odnajdywać i czytać swoje teksty po latach. kiedyś znalazłam opowiadanie o którym już wspominałam, o koniku różowe serduszko. byłam zachwycona, choć wszystko jest tak słodkie (panienka izabelka, justysia, andrzejek) tak, takiego języka używałam, ale to w podstawówce. te późniejsze mają lepsze słownictwo.
a więc przygotujcie się na dłuższe czytanie. nie mam pojęcia co mnie zmotywowało do napisania akurat czegoś takiego. tekst mówi o czekaniu i o nadziei. chyba każdy na coś czekał i każdy miał na coś nadzieję...
a więc zapraszam do czytania:
a co dzisiaj? "spełnione pragnienie" to tytuł opowiadania, które najprawdopodobniej napisałam w liceum (albo w gimnazjum). nie jestem do końca przekonana czy to ja to stworzyłam ale mam dziewięćdziesiąt osiem procent pewności. to chyba dużo. znalazłam to opowiadanie po tylu latach w starym zeszycie, z którego potrzebowałam kartkę (na egzamin). były tam również obliczenia funkcji bezwzględnych i różne inne dziwne rzeczy. jednym słowem: brudnopis. a w nim taka perełka. może nie każdemu się spodoba, ale ja lubię odnajdywać i czytać swoje teksty po latach. kiedyś znalazłam opowiadanie o którym już wspominałam, o koniku różowe serduszko. byłam zachwycona, choć wszystko jest tak słodkie (panienka izabelka, justysia, andrzejek) tak, takiego języka używałam, ale to w podstawówce. te późniejsze mają lepsze słownictwo.
a więc przygotujcie się na dłuższe czytanie. nie mam pojęcia co mnie zmotywowało do napisania akurat czegoś takiego. tekst mówi o czekaniu i o nadziei. chyba każdy na coś czekał i każdy miał na coś nadzieję...
a więc zapraszam do czytania:
sobota, 1 lutego 2014
91 - bo chcę napisać...
...i znów wam spamować. ale tak jakoś ostatnio lepiej mi się przelewa wszystko w formę literkową na ekran komputera. godzina taka późna więc grzeczne dzieci powinny już dawno spać. ja chociaż marzę o łóżku to postanowiłam jednak podzielić się częścią moich emocji coby do jutra ich nie zapomnieć.
czy można zachorować na piosenkę? można. siadła mi taka jedna i cały czas nuci się z tyłu głowy. ale to nie pierwszy raz i na pewno wiele z was również tak miało. z jednej strony fajnie, a z drugiej nie można zapomnieć i nie można a potem nagle znika i przypominamy sobie o takiej piosence po pół roku.
czy można mieć białą bluzkę, trzymać na kolanach dziecko, które je jagodowy mus i być czystym? można. tylko trzeba być mega uważnym i poganiać mamę dziecka, żeby szybko rączki wycierała :)
aaaaa teraz mi się przypomniało. nie parkujcie nigdy pod drzewem. choćby nie wiem co. nie parkujcie. no chyba, że chcecie sobie auto myć, to parkujcie. nie lubię ptaków!
wierzycie w szczęście, szczęśliwy los? czy, np. wyznajecie zasadę, że szczęściu trzeba pomóc? pomóc poprzez poszukanie odpowiednich ludzi z odpowiednimi cechami i zainteresowaniami, lub poprzez stwarzanie jakichś sytuacji. ja sama nie wiem co myślę na ten temat. w sumie szczęście to pojęcie względne. dla jednego będzie to moment jak dziecko zrobi kupę, dla drugiego zdanie egzaminu, dla trzeciego śpiewanie, gra na instrumencie. są różne szczęścia, ale chyba każde, jeżeli ma wyjść, jest warte zachodu.
często rozmowa z ludźmi dalszymi, którzy mają inne spojrzenie na nasze życie (nie do końca takie jak jest naprawdę - bo dalsze spojrzenie) mogą nam uświadomić coś o czym nie mieliśmy pojęcia, albo nie chcieliśmy mieć. warto sobie coś postanowić, zawziąć się, wytrwać w postanowieniu bo jeśli coś robimy to zawsze coś z tego wyjdzie. zawsze. mniejsze dobro czy większe, ale wyjdzie. a jak nic nie zrobimy to i nic nie wyjdzie.
tak więc do roboty. (miłej soboty)
taki żenujący rym, ale musiałam
:)
czy można zachorować na piosenkę? można. siadła mi taka jedna i cały czas nuci się z tyłu głowy. ale to nie pierwszy raz i na pewno wiele z was również tak miało. z jednej strony fajnie, a z drugiej nie można zapomnieć i nie można a potem nagle znika i przypominamy sobie o takiej piosence po pół roku.
czy można mieć białą bluzkę, trzymać na kolanach dziecko, które je jagodowy mus i być czystym? można. tylko trzeba być mega uważnym i poganiać mamę dziecka, żeby szybko rączki wycierała :)
aaaaa teraz mi się przypomniało. nie parkujcie nigdy pod drzewem. choćby nie wiem co. nie parkujcie. no chyba, że chcecie sobie auto myć, to parkujcie. nie lubię ptaków!
wierzycie w szczęście, szczęśliwy los? czy, np. wyznajecie zasadę, że szczęściu trzeba pomóc? pomóc poprzez poszukanie odpowiednich ludzi z odpowiednimi cechami i zainteresowaniami, lub poprzez stwarzanie jakichś sytuacji. ja sama nie wiem co myślę na ten temat. w sumie szczęście to pojęcie względne. dla jednego będzie to moment jak dziecko zrobi kupę, dla drugiego zdanie egzaminu, dla trzeciego śpiewanie, gra na instrumencie. są różne szczęścia, ale chyba każde, jeżeli ma wyjść, jest warte zachodu.
często rozmowa z ludźmi dalszymi, którzy mają inne spojrzenie na nasze życie (nie do końca takie jak jest naprawdę - bo dalsze spojrzenie) mogą nam uświadomić coś o czym nie mieliśmy pojęcia, albo nie chcieliśmy mieć. warto sobie coś postanowić, zawziąć się, wytrwać w postanowieniu bo jeśli coś robimy to zawsze coś z tego wyjdzie. zawsze. mniejsze dobro czy większe, ale wyjdzie. a jak nic nie zrobimy to i nic nie wyjdzie.
tak więc do roboty. (miłej soboty)
taki żenujący rym, ale musiałam
:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)