poniedziałek, 24 marca 2014

100 - setny wpis i pewne urodziny

obiecałam, że ten post będzie na wypasie. chciałam żeby taki był, ale czy do końca mi się to uda to nie wiem.
jestem zadowolona, że powstało już tyle wpisów, nie zawsze każdy był taki jak być powinien, niektóre pewnie za bardzo osobiste, ale większość chyba mogła być?

trzeci raz podchodzę do pisania. jest 00:42 a wena nadal się nie odnalazła, wena czy to coś co pomaga mi czasem pisać. nic to. miało być po weekendzie i miało być na wypasie. już jest w sumie po weekendzie więc zaczynamy. 

jakiś czas temu kuzynka spytała czy bym nie zrobiła tortu na roczek dla jej córeczki. wtedy bez zastanowienia (chyba?) odpowiedziałam, że zrobię. teraz musiałabym się dłużej zastanowić, albo będę tylko na "roczek" robić? wtedy na pewno dużo potencjalnych klientów by odpadło. a więc zrobiłam. kompletnie nie miałam pomysłu co i jak. padł pomysł ze strony kuzynki: "myszka miki", ale tego to nawet sobie nie wyobraziłam. znalazłam fajną (ogromną) foremkę kwiatka i postanowiłam że będzie to tort z kwiatkiem na górze. tyle mojego pomysłu, reszta wyszła przy pracy, jako łatanie dziur, albo zakrywanie mankamentów. 

środa, 19 marca 2014

99 - ciasto cytrynowe z żurawiną

w tamtym tygodniu znalazłam ten przepis na ciasto cytrynowe. od dawna chciałam takie zrobić ale bałam się, że będzie za suche czy coś nie wyjdzie. ale w końcu się zdecydowałam i jestem zadowolona. 
przepis był inspiracją i bazą jednak dużo w nim pozmieniałam, bo chciałam żeby zmieścił mi się do blaszki innej niż keksówka, a nie mogłam podwoić składników bo nie miałam wszystkiego na tyle. więc powstał inny podobny, ale zmieniony. jak coś zważyłam, zmierzyłam to zapisywałam i tak powstał mój placek. świetny, wilgotny, kwaśny i pyszny. a żurawinę dodałam bo kolorystycznie świetnie pasowała a i smakowo się sprawdziła. 

niedziela, 16 marca 2014

98 - zabawa z lukrem plastycznym

jeśli się nic nie robi, to się nic nie dzieje. na przykład jak się nie gra na skrzypcach to się na skrzypcach nie nauczy grać - logiczne.
tak samo jest z pracą z lukrem plastycznym. jak się nie będzie ćwiczyć to po pierwsze nie zrobi się go dobrze i w ogóle praca z nim nie będzie wychodziła, będzie się urywał, przyklejał. to był mój trzeci raz z lukrem plastycznym. chyba trzy lata temu zrobiłam pierwszy raz dekoracje z niego na torcie dla brata (żółty z zielonymi wstawkami). w tym roku poszłam krok dalej i zrobiłam piłkę, ale tu głównie chodziło o kształt nie o lukier. 
teraz postanowiłam skupić się na lukrze. robiłam z tego przepisu. kiedyś znajoma mi go poleciła i rzeczywiście sprawdza się dobrze. wiadomo, że jak zostanie bez zamknięcia to szybko wysycha, ale już włożony do woreczka zachowuje się jak plastelina przez długi czas. 
po zrobieniu, co nie jest takie łatwe, trzeba lukier zabarwić, a to jest jeszcze trudniejsze. chociaż może tylko kilka pierwszych razy jest trudne... a więc do barwienia trzeba koniecznie ubrać rękawiczki, choć utrudnia to pracę bo się kleją. ale jest to niezbędne żeby nie mieć kolorowych rąk.
jak już wszystko mamy gotowe możemy zabierać się do dekorowania tego co akurat mamy pod ręką. ja uczyłam się piec biszkopta (bo nie umiałam!) i powstały z niego mini torciki. 



sobota, 15 marca 2014

97 - uśmiech, uśmiech

bo sam "uśmiech" w tytule już chyba był, a poza tym weszłam na bloga, a tam 3600 wyświetleń więc pojawił się uśmiech.

w ogóle dzisiejszy dzień był taki obfitujący w uśmiech. a to dlatego, że bez przymusu wstałam o 7:50? jeśli zajęcia miałam dopiero po czternastej?
dwa dni temu miałam pisać, że lepiej mi się myśli i tworzy w nocy. wolę nocne pisanie. nie ważne czego, w nocy mogę się bardziej skupić. ostatnio cały dzień myślałam o napisaniu czegoś na zajęcia i nic nie wychodziło. siadłam dziesięć minut przed północą i w pięć minut napisałam. nie wiem czy do końca dobrze, ale napisałam. 
a dziś wstałam o tak wczesnej porze (dla mnie jak nie muszę wstawać to naprawdę wczesna) i też mogłam pracować wydajnie, nawet umysłowo (tak!) no i już sama nie wiem, czy lepsze nocne siedzenie czy wczesne wstawanie. bo zawsze czerpałam radość z dłuższego spania, ale dziś przekonałam się (wczoraj, bo już sobota), że jak rano wstanę to mi się bardziej chce. aleee chyba jest jeden szkopuł. przypomniałam sobie okoliczności obudzenia: promień słońca trafił mnie w oko. i ja nie byłam na niego zła, tylko cieszyłam się ze słoneczka. z tego, że jest ciepło, że mi muchy do pokoju wlatują (bo to oznaka wiosny). 
a potem śmiechu tyle, że można spaść z krzesła :) więc kolejne powody do uśmiechu. czego dowodem może być fragment rozmowy z koleżanką: "i przy przebywaniu z wami, czyli śmiechem chyba najwięcej spaliłam (kalorii)". więc dziś uśmiech jest sponsorem spalania kalorii. 

miałam napisać coś dużo i fajnie. jak na razie ani dużo ani fajnie, niby zwyczajnie, a niezwykle. jak w jeden dzień można się dowiedzieć różnych rzeczy o człowieku. albo spotkać tych, których dawno nie widzieliśmy. 
jest tyle powodów do uśmiechu. powodów małych i dużych, głupich i mądrych. apropo głupich. przypomniało mi się pytanie z ankiety, którą uzupełnialiśmy dziś żeby pomóc komuś przy pisaniu pracy. większość pytań była nawet spoko, takie o życiu, niektóre śmieszne niektóre dziwne. a że było ich 240 to mieliśmy ubaw, ale jedno pobiło wszystkie inne: "czy zdarza ci się oszukiwać podczas układania pasjansa?" ni z gruszki ni z pietruszki pytanie o pasjansa. no i muszę przyznać, że jak układam takiego prawdziwego z kartami na stole, to czasem zdarza mi się oszukiwać. ciekawe jakie będą wyniki badań z tych ankiet...

a na dziś to już chyba tyle. mam nadzieje, że niektórzy przeczytawszy rano zastosują się do tytułu, a niektórzy znajdą odniesienie do dnia dzisiejszego. 

jeszcze na koniec. muzyka i głos kolegi made my day (a szczególnie jego końcówkę) :) uwielbiam prawdziwą muzykę, taką ze skrzypcami i prawdziwym, nieudawanym głosem. 

poniedziałek, 10 marca 2014

96 - recenzja "hrabia monte christo"

ludzie, ludziska, ludziątka. najgenialniejsze coś co przeczytałam ostatnimi czasy. i w ogóle jedno z lepszych, które kiedykolwiek przeczytałam. meeeega. i nikt mnie do tego wpisu nie zmuszał, ani nic za to nie mam. po prostu jestem zachwycona tą książką. 

autor: dumas aleksander
tytuł: "hrabia monte christo"
skala 1-10: 15 :)

w tym miejscu zawsze zastanawiam się co napisać żeby nie zabrać komuś przyjemności czytania i odkrywania kolejnych wątków. niemniej spróbuję jakoś zarysować fabułę bez zdradzania szczegółów.
głównym bohaterem jest edmund. pojawia się on na początku powieści jako młody chłopak, którego przyszłość maluje się w pięknych barwach. ma zostać kapitanem statku, poślubić piękną, kochaną kobietę i żyć dostatnie. wiadomo, że szczęście przeważnie odwraca się w najlepszym momencie od człowieka. tak też było i w tym przypadku. młody chłopak trafił do więzienia. jego nadzieje, plany legły w gruzach a on sam cudem przeżył kolejne czternaście lat. więzienie, choć wydawałoby się końcem świata, dla niego otworzyło nowe możliwości, a przeżył tam może nie piękne, ale bardzo pouczające lata. opuściwszy więzienie powziął postanowienie, że zemści się na tych, przez których tyle wycierpiał i tyle stracił. 
i tu zaczyna się najciekawsza część. choć każda jest równie zajmująca. więc nic pisać więcej nie będę. jeśli ktoś czytał to wie, a jak ktoś nie czytał to może zechce.