jeśli się nic nie robi, to się nic nie dzieje. na przykład jak się nie gra na skrzypcach to się na skrzypcach nie nauczy grać - logiczne.
tak samo jest z pracą z lukrem plastycznym. jak się nie będzie ćwiczyć to po pierwsze nie zrobi się go dobrze i w ogóle praca z nim nie będzie wychodziła, będzie się urywał, przyklejał. to był mój trzeci raz z lukrem plastycznym. chyba trzy lata temu zrobiłam pierwszy raz dekoracje z niego na torcie dla brata (żółty z zielonymi wstawkami). w tym roku poszłam krok dalej i zrobiłam piłkę, ale tu głównie chodziło o kształt nie o lukier.
teraz postanowiłam skupić się na lukrze. robiłam z tego przepisu. kiedyś znajoma mi go poleciła i rzeczywiście sprawdza się dobrze. wiadomo, że jak zostanie bez zamknięcia to szybko wysycha, ale już włożony do woreczka zachowuje się jak plastelina przez długi czas.
po zrobieniu, co nie jest takie łatwe, trzeba lukier zabarwić, a to jest jeszcze trudniejsze. chociaż może tylko kilka pierwszych razy jest trudne... a więc do barwienia trzeba koniecznie ubrać rękawiczki, choć utrudnia to pracę bo się kleją. ale jest to niezbędne żeby nie mieć kolorowych rąk.
jak już wszystko mamy gotowe możemy zabierać się do dekorowania tego co akurat mamy pod ręką. ja uczyłam się piec biszkopta (bo nie umiałam!) i powstały z niego mini torciki.
to powstało wczoraj wieczorem, obłożyłam ciastka lukrem i na tym się skończyło. wcześniej jeszcze robiłam kwiatuszki (jednak kupowanie foremek z myślą: "kiedyś się przyda" nie jest takie złe, bo każda foremka w końcu się kiedyś przyda).
tutaj w przekroju
dzisiaj postanowiłam dokończyć dzieła i udekorować je normalnym lukrem z białka i cukru pudru. oto efekty:
a oprócz tego, że jako tako wyglądały były pyszne :)
a post jest z dedykacją dla kolegi, który we mnie wierzy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do dyskusji i pozostawienia swojej opinii o moim pisaniu ;)