ostatnio mam problem z wymyślaniem tytułów i stwierdzam, że w najbliższej przyszłości jak znowu będę miała problem to zostawię sam numer.
uzupełnić chciałam jeszcze poprzedni wpis. przed wyjazdem pisałam, że będzie mi brakować żywej muzyki. jakże się myliłam. w sopocie, szczególnie na monciaku, każdego dnia, kilka razy dziennie można było spotkać różnych grajków. jedni lepsi drudzy gorsi, ale każdy robił to z pasją i z oddaniem muzyce. najbardziej zapadło mi w pamięci trio. dziewczyna - skrzypce, chłopak - skrzypce, drugi chłopak - kontrabas. a że ja zawsze doceniam ludzi, którzy grają, zawsze staram się uzupełnić ich futerały/kapelusze jakimś choćby symbolicznym datkiem. tak było i w tym przypadku. przyglądałam im się dłuższy czas a jak odchodziłam to wrzuciłam co wrzucić miałam do skrzypcowego futerału. najbliżej niego stała dziewczyna więc na nią spojrzałam, uśmiechnęłam się, odwróciłam i odeszłam. ale. jak odchodziłam to usłyszałam pełen żalu głos, któregoś z chłopaków: "a na mnie to się już nie popatrzyła" ;) no. tak, że żywa muzyka była i to czasami bardzo miła.
miałam pisać coś jeszcze dotyczącego wakacji, ale teraz mi uciekło...
a teraz reszta przemyśleń, tamto może jeszcze wróci. czy dzień bez słońca, z deszczem, śliwkami w knedlach na obiad (co ewidentnie wskazuje zbliżającą się jesień) może być dobrym dniem? tak. i nawet koleżanka, która myślała, że uda się jej mnie trochę pozłościć nie dała rady. a to za przyczyną kolejnych wspaniałych ludzi. nie z zespołu regionalnego tym razem, a z orkiestry mandolinowej. i osób towarzyszącym działalności mandolinowej. nie pamiętam kiedy ostatnio się tak śmiałam. a to wszystko za przyczyną skojarzeń. chyba. w każdym bądź razie w dużej części. a ja miałam dzień na gadanie głupot (często mi się to zdarza), a wesołe towarzystwo, było wesołe. więc było wesoło. no i się dowiedziałam, że takie staruszki jak my też mogą grać w karty (chyba skierowanie głównie dla dzieci) i bawić się nimi lepiej niż dzieci. które skojarzeń głupich mają mniej niż dorosłe chłopaki. no nie ważne. ważne, że można jednym wypadem naładować się dobrą energią na dwa dni, albo i dłużej.
a przeczytałam dziś piękne filozoficzne stwierdzenie skierowanie do mnie. się mi spodobało więc się nim dziele. prawa autorskie znów zastrzeżone. "światło jest podstawą życia, przyczyną fotosyntezy - a więc i prowokatorem życia. czy można więc inaczej wyrazić emocje, niż przez igranie ze światłem? w prostszy i bardziej dogłębny sposób?" może kontekst nie jest znany i rozumiany, ale nie musi. i nie musi się podobać, tekst jest niby prosty, ale ma głęboki przekaz. teraz kolega będzie się rozpływał w pochwałach, ale jak na ścisły umysł (chyba??) to jest to mądra myśl wiec może.
teraz przejdźmy do prozy życia. jadłam tam daleko w sopocie tort dacquoise z cukierni od "sowy". postanowiłam zrobić go w domu. no i piekłam. przedtem blaty bezowe. teraz przekładałam masą. nie wiem czy wyszedł jak oryginał bo chłodzi się w lodówce i czeka na swoją kolej. jednak nie wyszedł on zbyt fotogeniczny, więc nie wiem czy wpis z nim powstanie, jednakże zaznaczam, że robiony był, a czy jest dobry to w kolejny poście.
a teraz miłej nocy wszystkim życzę i znów przepraszam za pisanie głupot :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do dyskusji i pozostawienia swojej opinii o moim pisaniu ;)