i znów moja wyobraźnia zaczęła działać na pełnych obrotach tak jak to było w dzieciństwie. wtedy nie mogłam oglądać telewizji więc czytałam, a czytając wyobrażałam sobie wszystko lepiej nawet niż w filmach. przy czytaniu tej książki, moje umiejętności powróciły i znów widziałam wszystko lepiej niż w filmie, który sama mogłabym nakręcić bo pewnie oryginał by mnie zawiódł, choć pewnie go nie obejrzę.
autor: robert ludlum
tytuł: "krucjata bourne'a"
skala 1-10: 10!
czytałam w formie e-booka
dalszy ciąg "tożsamości bourne'a", dawid webb, szczęśliwy mąż pięknej żony, zostaje wciągnięty w chore i nienormalne działania rządu. aby zmotywować go do lepszego działania jego żona zostaje uprowadzona, a on w przypływach szału powraca do swojej dawnej osobowości sprzed utraty pamięci. powracają starzy znajomi i zaczyna się walka z czasem. czy uda mu się ją wygrać?
sobota, 29 czerwca 2013
środa, 26 czerwca 2013
31 - muzyczny nieład
nieład powstał w pokoju, nawet nie zdawałam sobie z niego sprawy. nie był to taki zwykły bałagan który przeważnie można spotkać. był inny a nawet ciekawy. powstał podczas grania. stwierdziłam, że mandolina znów poszła w kąt więc wydobyłam ją z futerału i poszła w ruch na zmianę ze skrzypcami. a po ostatnich moich próbach dobrania odpowiedniej pozycji do grania stwierdziłam, że na podłodze mi najlepiej. tak więc podłoga mego pokoju jak weszłam tam po chwili nieobecności przedstawiała się następująco: skrzypce, smyczek, mandolina, piórko, stroik, kalafonia, nuty, nuty, nuty, książka z nutami, druga książka z nutami, segregator z nutami, no i oba futerały, a i jeszcze pulpit na nuty który akurat wtedy nie był używany. potem do tego wszystkiego dołączyłam jeszcze ja, a siostra miała ubaw z robienia mi zdjęć, podczas gdy ja robiłam różne miny w zależności od tego jak wielki był fałsz.
na zdjęciu część już poukładana bo nie miałam jak przejść, no ale przecież taki bałagan to jak nie bałagan, co nie?
na zdjęciu część już poukładana bo nie miałam jak przejść, no ale przecież taki bałagan to jak nie bałagan, co nie?
wtorek, 25 czerwca 2013
30 - oceny i egzaminy nie interesują już mnie
na życzenie koleżanki. aby napisać coś o dzisiejszym dniu. a więc naszła mnie myśl, związana z ostatnio puszczaną reklamą. ♫ oceny i egzaminy nie interesują już mnie, booo gdyby mnie interesowały to nie mogłabym żyć. a tak: żyję. więc: oceny i egzaminy nie interesują już mnie ♫
taaak. niezależnie od wyników i niezależnie od oceny zaczynam dziś wakacje i się baaardzo cieszę. tak. i mogę dziś przeciągać wyrazy, o taaaaak.
można się nie przejmować i cieszyć życiem, zostaję w domu. planów, oprócz gotowania obiadów i graaaaaania na wszystkim cokolwiek będzie mi przyjazne, nie mam innych, więc komuś mogłoby się wydawać, że będzie nudno, ale nie. nie będzie. moje zespoły kochane nie dadzą próżnować, a i sama nie dam sobie spokoju. granie, pieczenie i czytanie - to są fajne wakacje.
a żeby było trochę kulinarnie, więc dziś robiłam już po raz któryś tam, taki fajowy obiad. tak fajowy, że zdjęcia nie zrobiłam jeszcze zrobić. a tak prosty, że w niecałe 10 min można wszystko przygotować, a potem czekać aż się upiecze. mianowicie podpieczone kawałeczki kurczaczka, z podgotowanymi kawałkami brokuła, położone na cieście francuskim i posypane żółtym serem, a następnie zawinięte i upieczone. pyszne i najlepsze z dodatkiem pomidorów. jak ktoś ma ochotę polecam zrobić, szybkie, lekkie i smaczne. może jak kiedyś zrobię zdjęcie to załączę, ale nic nie obiecuję, bo pewnie znów nie zdążę sfotografować.
miłych wakacji dla wszystkich, studentów przede wszystkim ;)
taaak. niezależnie od wyników i niezależnie od oceny zaczynam dziś wakacje i się baaardzo cieszę. tak. i mogę dziś przeciągać wyrazy, o taaaaak.
można się nie przejmować i cieszyć życiem, zostaję w domu. planów, oprócz gotowania obiadów i graaaaaania na wszystkim cokolwiek będzie mi przyjazne, nie mam innych, więc komuś mogłoby się wydawać, że będzie nudno, ale nie. nie będzie. moje zespoły kochane nie dadzą próżnować, a i sama nie dam sobie spokoju. granie, pieczenie i czytanie - to są fajne wakacje.
a żeby było trochę kulinarnie, więc dziś robiłam już po raz któryś tam, taki fajowy obiad. tak fajowy, że zdjęcia nie zrobiłam jeszcze zrobić. a tak prosty, że w niecałe 10 min można wszystko przygotować, a potem czekać aż się upiecze. mianowicie podpieczone kawałeczki kurczaczka, z podgotowanymi kawałkami brokuła, położone na cieście francuskim i posypane żółtym serem, a następnie zawinięte i upieczone. pyszne i najlepsze z dodatkiem pomidorów. jak ktoś ma ochotę polecam zrobić, szybkie, lekkie i smaczne. może jak kiedyś zrobię zdjęcie to załączę, ale nic nie obiecuję, bo pewnie znów nie zdążę sfotografować.
miłych wakacji dla wszystkich, studentów przede wszystkim ;)
poniedziałek, 24 czerwca 2013
29 - tak, że tak
a więc stwierdzam, ze jeśli ktoś ma już za dużo lat i mu się nie chce to niech posłucha swojego wewnętrznego "ja" i da sobie spokój. no ale cóż... wrzesień miesiąc dobry jak każdy inny do pisania egzaminu. ale ja nie chciałam o tym.
jak muzyka może pięknie oddziaływać na emocje. masz gorszy humor zagraj, posłuchaj muzyki. masz dobry humor zagraj, posłuchaj muzyki. muzyka jest NAPRAWDĘ dobra na wszystko. i choć ja się znam średnio na muzyce choć niektórzy mówią, że być może się znam, to nie przeszkadza mi to w wielbieniu jej. a ból ręki, który jest spowodowany nauką gry na skrzypcach jest tak fajnym i zasłużonym bólem, że cieszę się, że on jest. jest dowodem ciężkiej pracy, choć niektórzy domownicy zatykają uszy ;) a po wczorajszym dniu stwierdzam, że muzyka, dobre towarzystwo i błotniste podłoże to też świetna rozrywka. nie planuję załamywać się z powodu egzaminu, jutrzejszego również (gram bo stwierdziłam, że na dzisiaj się uczyłam i nic z tego nie było więc to co umiem może starczy na jutro, trzeba się odstresować). wręcz przeciwnie planuję spędzić te wakacje muzycznie i mam nadzieję, że z pomocą pewnych osób uda się to spełnić.
i uszy do góry dla wszystkich którzy mieli kiedykolwiek problem z ocenami, nie jest to koniec świata, no chyba, że się chce być kimś mądrym. mi starczy to jaka jestem. i prawdą jest to, że lepiej się pisze z jakimiś emocjami niż bez nich, chociaż w sumie trudno nie mieć emocji... nic to. idę grać.
jak muzyka może pięknie oddziaływać na emocje. masz gorszy humor zagraj, posłuchaj muzyki. masz dobry humor zagraj, posłuchaj muzyki. muzyka jest NAPRAWDĘ dobra na wszystko. i choć ja się znam średnio na muzyce choć niektórzy mówią, że być może się znam, to nie przeszkadza mi to w wielbieniu jej. a ból ręki, który jest spowodowany nauką gry na skrzypcach jest tak fajnym i zasłużonym bólem, że cieszę się, że on jest. jest dowodem ciężkiej pracy, choć niektórzy domownicy zatykają uszy ;) a po wczorajszym dniu stwierdzam, że muzyka, dobre towarzystwo i błotniste podłoże to też świetna rozrywka. nie planuję załamywać się z powodu egzaminu, jutrzejszego również (gram bo stwierdziłam, że na dzisiaj się uczyłam i nic z tego nie było więc to co umiem może starczy na jutro, trzeba się odstresować). wręcz przeciwnie planuję spędzić te wakacje muzycznie i mam nadzieję, że z pomocą pewnych osób uda się to spełnić.
i uszy do góry dla wszystkich którzy mieli kiedykolwiek problem z ocenami, nie jest to koniec świata, no chyba, że się chce być kimś mądrym. mi starczy to jaka jestem. i prawdą jest to, że lepiej się pisze z jakimiś emocjami niż bez nich, chociaż w sumie trudno nie mieć emocji... nic to. idę grać.
sobota, 22 czerwca 2013
28 - pierwszy publiczny raz na skrzypcach
w sensie, ze na próbie, i wtedy jak mi się udało zdążyć. ale co tam, liczy się, że mnie to cieszy i że jest fajnie. a w ogóle fajnie się zapowiada, a umiejętności? nabędę (mam nadzieję), nie można po pierwszym takim prawdziwym razie oczekiwać nie wiadomo czego. ale i tak było nie najgorzej. no i oczywiście nic bym nie zdziałała bez ludzi, którzy mnie otaczają. bo samemu nie da się nauczyć, a tak to zawsze znajdzie się ktoś kto ma akurat jakąś dobrą radę w zanadrzu. myślę, że z taką pomocą szybciej pójdzie nauka.
i apeluję do wszystkich, którzy by chcieli coś zrobić a się boją: nie ma co się bać, tylko spełniać to co się chce robić, nie ma co czekać bo dni płyną TYLKO do przodu i już nigdy nie będziemy tak młodzi jak teraz i może się nie udać zrobić tego o czym się marzyło. więc: nie czekać, walczyć! :)
i apeluję do wszystkich, którzy by chcieli coś zrobić a się boją: nie ma co się bać, tylko spełniać to co się chce robić, nie ma co czekać bo dni płyną TYLKO do przodu i już nigdy nie będziemy tak młodzi jak teraz i może się nie udać zrobić tego o czym się marzyło. więc: nie czekać, walczyć! :)
czwartek, 20 czerwca 2013
27 - nowe (stare) skrzypce
marzenia się spełniają. może nie do końca wiedziałam, że o tym marzyłam, ale.... teraz wiem, że dobrze zrobiłam. ktoś tych skrzypiec już nie chciał, ja wyraziłam chęć przygarnięcia ich, no i w ten sposób, za niewielką cenę stałam się posiadaczem skrzypiec. ładnie brzmiących (i pachnących?). wiadomo, nie są to skrzypce górnych lotów ale na początek, dla samej nauki, wystarczą. jeśli ktoś szuka instrumentu nie zawsze musi to być drogi prosto ze sklepu. polecam szperać po internecie a można na coś fajnego trafić.
a tutaj moje skrzypce (którymi będę dzielić się z siostrą, ale oficjalnie są moje)
a tutaj moje skrzypce (którymi będę dzielić się z siostrą, ale oficjalnie są moje)
wtorek, 18 czerwca 2013
26 - recenzja "rubinowe czółenka"
jak się dowiedziałam, że jest druga część "czekolady" musiałam ją przeczytać. a teraz po przeczytaniu czuję, że byłabym nawet skłonna uwierzyć w czary.
autor: joanne harris
tytuł: "rubinowe czółenka"
skala 1-10: 10
czytałam w formie e-booka
początkowo czytałam z dużymi przerwami, bo jakoś trudno było mi się połapać w fabule. dopiero gdy poznałam dokładniej bohaterów i to, że trzy osoby są narratorami, zaczęłam się wciągać. dalsze losy bohaterek "czekolady", cztery lata po tamtych wydarzeniach. obie się zmieniły, pojawiła się nowa dziewczynka - siostra anuk, a wszystkie jakoś nie mogą sobie poradzić z nowy życiem i stracony starym. dlaczego stare się zatraciło? i dlaczego nowe się pojawiło? tego można dowiedzieć się z kart powieści. pojawienie się tajemniczej zozie zawirowało ich życiem i zmieniło go bardzo. czy są teraz szczęśliwe? jak żyją? gdzie? i z kim? nie będę tego zdradzać. jednak, jak napisałam na początku: po przeczytaniu tej książki byłabym skłonna uwierzyć w czary i w ich wielką moc.
polecam choć nie zawsze można tam spotkać to czego byśmy się spodziewali.
autor: joanne harris
tytuł: "rubinowe czółenka"
skala 1-10: 10
czytałam w formie e-booka
początkowo czytałam z dużymi przerwami, bo jakoś trudno było mi się połapać w fabule. dopiero gdy poznałam dokładniej bohaterów i to, że trzy osoby są narratorami, zaczęłam się wciągać. dalsze losy bohaterek "czekolady", cztery lata po tamtych wydarzeniach. obie się zmieniły, pojawiła się nowa dziewczynka - siostra anuk, a wszystkie jakoś nie mogą sobie poradzić z nowy życiem i stracony starym. dlaczego stare się zatraciło? i dlaczego nowe się pojawiło? tego można dowiedzieć się z kart powieści. pojawienie się tajemniczej zozie zawirowało ich życiem i zmieniło go bardzo. czy są teraz szczęśliwe? jak żyją? gdzie? i z kim? nie będę tego zdradzać. jednak, jak napisałam na początku: po przeczytaniu tej książki byłabym skłonna uwierzyć w czary i w ich wielką moc.
polecam choć nie zawsze można tam spotkać to czego byśmy się spodziewali.
poniedziałek, 17 czerwca 2013
25 - bez powodu
postanowiłam dziś napisać coś bez jakiejś specjalnej okazji, bo jak zauważyłam piszę jak coś się wydarzy. a dziś był normalny dzień, no może nie do końca (bo mandolinowy koncert, bo góralska muzyka) ale powoli zaczynam się przyzwyczajać do tego i traktuję to jako codzienność.
biorąc pod uwagę, że sesja w pełni a ja mam do napisania jeszcze dwa egzaminy znajduję sobie różne dziwne zajęcia. i tak wczoraj wieczorową porą znalazłam na internecie elektroniczną wersję naszej regionalnej gazety, numery aż od 2004 roku. znalazłam zajęcie na długi czas. przeglądając, szukając znajomych na zdjęciach czy w artykułach, czy w końcu szukając kilku tekstów które napisałam jako gimnazjalistka. muszę powiedzieć, że nie były one takie najgorsze, ale i tak jednego, z recenzją "władcy much" jeszcze nie znalazłam.
biorąc pod uwagę, że sesja w pełni a ja mam do napisania jeszcze dwa egzaminy znajduję sobie różne dziwne zajęcia. i tak wczoraj wieczorową porą znalazłam na internecie elektroniczną wersję naszej regionalnej gazety, numery aż od 2004 roku. znalazłam zajęcie na długi czas. przeglądając, szukając znajomych na zdjęciach czy w artykułach, czy w końcu szukając kilku tekstów które napisałam jako gimnazjalistka. muszę powiedzieć, że nie były one takie najgorsze, ale i tak jednego, z recenzją "władcy much" jeszcze nie znalazłam.
sobota, 15 czerwca 2013
24 - ucierane ciasto z truskawkami
popełniłam dziś ciasto ucierane. moje pierwsze. pojawiły się obawy czy się uda? czy nie będzie zakalca? dużo czytałam na temat takich ciast, więc przygotowałam się odpowiednio do tego zadania. znalazłam odpowiedni przepis. wszystkie składniki miały temperaturę pokojową, mieszałam w jednym kierunku. i udało się. nie było zakalca. a na dodatek ciasto wyszło pyszne. żółciutkie - to za sprawą domowych jajek, ładnie wyrośnięte, nie za słodkie, ale też nie za kwaśne. po prostu świetne.
tutaj zdjęcie jeszcze przed pieczeniem bez kruszonki:
a tutaj już po upieczeniu, jeszcze ciepłe, ale musieliśmy spróbować, no i widać jakie jest pięknie żółte:
tutaj zdjęcie jeszcze przed pieczeniem bez kruszonki:
a tutaj już po upieczeniu, jeszcze ciepłe, ale musieliśmy spróbować, no i widać jakie jest pięknie żółte:
piątek, 14 czerwca 2013
23 - szczęśliwość
jak stać się szczęśliwym człowiekiem? złapać jakiś instrument i grać. grać. grać. i cieszyć się z tego, że się gra. gitara, mandolina, basy wszytko dobre, byleby sprawiało radość i byleby ludzie wkoło też chcieli i lubili to robić.
czwartek, 13 czerwca 2013
22 - cenni ludzie
jakże wspaniałe jest posiadać kogoś takiego kto pobiegnie i uratuje cię z opresji, a nawet kilku takich ktosiów. szczegóły nie są ważne, najważniejsze jest to, że jedno moje spojrzenie i kilka słów sprawiły, że pomoc przyszła od razu. to są cenni ludzie.
wtorek, 11 czerwca 2013
21 - piłkowy tort
tak to jest, że im więcej pracy tym więcej pracy. ale czego mogłam się spodziewać? w końcu jest sesja, a ja jako szanujący się student zostawiam wszystko na ostatnią chwilę. no i dlatego teraz mam tyle rzeczy do zrobienia a mi się jak zwykle nic nie chce. do tego doszły jeszcze urodziny brata i mama wymyśliła tort - piłkę, więc zrobiłam i to. reszta jakoś słabo mi idzie.
jednak w ciągu dwóch dni przekonałam się, że jestem słaba jeśli chodzi o moją cukierniczą stronę. wczoraj zachciało mi się rogalików. było ciasto francuskie, powidło śliwkowe, jajko, cukier, czego więcej potrzeba żeby zrobić piękne rogaliki? no umiejętności. poległam. wczoraj uświadomiłam sobie, że to był mój pierwszy (albo drugi, ale bardzo dawno temu) raz z rogalikami. po kilku pierwszych już załamałam ręce i poszłam szukać mamy żeby mi pomogła. nie miała czasu. więc ja jeszcze raz wzięłam się za zwijanie rogalików. w końcu odkryłam w czym robię błąd- zwijałam od złej strony. już będę wiedzieć, a reszta rogalików była ładniejsza ale nie idealna. myślałam że mimo słabego wyglądu powalą smakiem, ale jak to zwykle jest z półproduktami, można się zawieść. dlatego wolę sama robić ciasto francuskie (przynajmniej na słodkie wypieki) a powidło domowe najlepsze, na kupne trzeba uważać. tak więc wczoraj spotkała mnie porażka.
jednak w ciągu dwóch dni przekonałam się, że jestem słaba jeśli chodzi o moją cukierniczą stronę. wczoraj zachciało mi się rogalików. było ciasto francuskie, powidło śliwkowe, jajko, cukier, czego więcej potrzeba żeby zrobić piękne rogaliki? no umiejętności. poległam. wczoraj uświadomiłam sobie, że to był mój pierwszy (albo drugi, ale bardzo dawno temu) raz z rogalikami. po kilku pierwszych już załamałam ręce i poszłam szukać mamy żeby mi pomogła. nie miała czasu. więc ja jeszcze raz wzięłam się za zwijanie rogalików. w końcu odkryłam w czym robię błąd- zwijałam od złej strony. już będę wiedzieć, a reszta rogalików była ładniejsza ale nie idealna. myślałam że mimo słabego wyglądu powalą smakiem, ale jak to zwykle jest z półproduktami, można się zawieść. dlatego wolę sama robić ciasto francuskie (przynajmniej na słodkie wypieki) a powidło domowe najlepsze, na kupne trzeba uważać. tak więc wczoraj spotkała mnie porażka.
sobota, 8 czerwca 2013
20 - recenzja "czekolada"
z reguły lubię robić tak, że najpierw przeczytam książkę, a potem jeśli jest, oglądam film. z "czekoladą" było inaczej film widziałam już kilka lat temu i oglądałam go ponownie, a książkę przeczytałam dopiero teraz. trochę żałuję, ale tak naprawdę nie wiem czego. może tego, że kiedyś film był dla mnie idealny, a teraz jest jedynie przeciętny, jeśli go porównać do książki.
autor: joanne harris
tytuł: "czekolada"
skala 1-10: 10
czytałam w formie e-booka
zacznę od filmu. ostatni raz widziałam go już jakiś czas temu więc nie pamiętam wszystkich szczegółów. wiem, że gdy go pierwszy raz obejrzałam to stwierdziłam, że jest to najlepszy film. świetni aktorzy (również johnny deep), piękna muzyka, wspaniała czekolada której zapach można było wręcz poczuć z ekranu, no i na końcu świetny motyw polityczno-religijny.
autor: joanne harris
tytuł: "czekolada"
skala 1-10: 10
czytałam w formie e-booka
zacznę od filmu. ostatni raz widziałam go już jakiś czas temu więc nie pamiętam wszystkich szczegółów. wiem, że gdy go pierwszy raz obejrzałam to stwierdziłam, że jest to najlepszy film. świetni aktorzy (również johnny deep), piękna muzyka, wspaniała czekolada której zapach można było wręcz poczuć z ekranu, no i na końcu świetny motyw polityczno-religijny.
19 - niecodzienna codzienność
czy dzień, który zaczyna się bólem a kończy jeszcze większym bólem, może być jednym z fajniejszych dni? odpowiedź brzmi: tak. wczoraj obudziłam się z potwornym bólem kolana, później łydki i trwało to do wieczora. nie przeszkodziło jednak w normalnym życiu ;) skrócone zajęcia, potem nieplanowane spotkanie to tylko część tego pozytywnego dnia. mandolina na nowo powróciła do łask, a dyrygent wypytuje się, czy gram i kiedy na próbie będę grać. faajnie. potem przydatna okazała się umiejętność gry na gitarze, ponieważ pojawiła się możliwość grania na basach razem z kapelą, którą to możliwość oczywiście wykorzystałam. w ten sposób przez całą próbę zamiast tańczyć grałam i po powrocie do domu stwierdziłam, że to była chyba najlepsza próba. nie rozumiem czemu, bo taniec strasznie mnie kręci, ale jednak tworzenie muzyki do tego tańca jest równie zajmującym i dającym satysfakcję zajęciem. więc taka konkluzja dnia poprzedniego: nie ma się co załamywać jak nas coś boli tylko, np. "uciąć" jak usłyszałam od kilku osób, albo po prostu olać ból i cieszyć się życiem.
środa, 5 czerwca 2013
18 - motywatror
spotkałam dziś takiego demota. obejrzałam. przemyślałam i, kurczę, stwierdziłam że czas coś ze sobą zrobić, bo nic samo się nie stanie. dobry motywator z rana :)
wtorek, 4 czerwca 2013
17 - nowe struny
kiedyś, pewien mądry ktoś (choć niewiele starszy ode mnie) powiedział mi, że odstawienie na chwilę instrumentu to taka miłosna kłótnia z nim, ale że minie i znów się polubimy. jednak u mnie ta kłótnia trwała chyba za długo i było mi z tym źle. zaczęło się od tego, że mandolina (bo o niej tu mowa) wydawała się taka twarda i niepasująca do mnie, struny wpijały mi się w palce dźwięki nie były idealne, no i tak powoli się od siebie oddalałyśmy. jak już pisałam było mi z tym źle ale sama nie mogłam jakoś przemóc się i powrócić do grania.nie trwało to długo miesiąc może dwa (czas ostatnio tak szybko płynie) jednak na tyle długo, że zaczęłam tęsknić. chciałam coś zrobić ze sobą i z nią zamkniętą w futerale w skrzyni. jednak skończyło się na niczym. i znów pojawił się ten mądry ktoś i na odległość sprawił, że wyciągnęłam mandolinę, stwierdziłam, że zakurzone i poniszczone struny mogą mi tylko zrobić krzywdę więc zmieniałam je całe popołudnie. nie wiem czy to świadomość zbliżających się wakacji a co za tym idzie większej instrumentalnej aktywności, czy sesja czająca się za rogiem (więc robienie czegokolwiek innego jest lepsze niż nauka), czy w końcu przełamanie jakichś wewnętrznych barier sprawiło, że mandolina wróciła do łask jednak bardzo się z tego powodu cieszę. gram przeciętnie, a nawet słabo ale to jest tak piękny instrument i daje tyle możliwość pod jednym tylko warunkiem: że się go szanuje i poświęca mu wystarczającą ilość czasu i serca. u mnie zabrakło serca, które na szczęście już wróciło, dzisiejszym dowodem na to mogą być poharatane palce. zmiana strun nie jest łatwa szczególnie dla kogoś takiego jak ja czyli kogoś kto zmienia samodzielnie struny po raz drugi w życiu, a na mandolinie po raz pierwszy. zawsze pomagał mi kolega, no ale przecież mam już dużo lat i sama muszę sobie radzić. myślę więc, że pierwsze lody przełamane, mandolina odkurzona i od jutra (dzisiaj) biorę się za porządną grę, co tam, że sesja to nawet jeszcze lepiej bo bardziej mi się będzie chciało. a obiecałam kiedyś pewnemu komuś, że mandoliny nie porzucę i nie zrobię tego.
poniedziałek, 3 czerwca 2013
16 - recenzja "tożsamość bourne'a"
kiedyś dawno temu oglądałam kawałek filmu o takim samym tytule i mój tata powiedział, że bardzo to lubi. teraz gdy odkryłam, że istnieje również książka spytałam się go czy chodziło mu o film czy o książkę. powiedział, że oczywiście o książkę bo film odbiega od fabuły. jak już pisałam oglądałam tylko mały fragment, dawno i nie jestem przekonana której części. wiem jednak na pewno, że nie będę chciała oglądać go w całości, obejrzałam zwiastun i sam zwiastun mnie zawiódł, więc jak bym mogła oglądać całość? może kiedyś się przekonam na razie nie planuję.
autor: robert ludlum
tytuł: "tożsamość bourne'a"
skala 1-10: 9
czytałam w formie e-booka
nie zdawałam sobie nawet sprawy z istnienia tej książki, teraz jestem zadowolona, że ją odkryłam. powieść opisuje historię mężczyzny, który stracił pamięć a teraz polują na niego aby go zgładzić. nie ma on pojęcia dlaczego, ponieważ nic nie pamięta. poznaje kobietę, która pomaga mu "normalnie" funkcjonować i szukać prawdy.
książka naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. jest w niej to co lubię, odpowiednia dawka adrenaliny, zawikłane sprawy do rozwiązania, tajemnice i świetne kreacje psychologiczne bohaterów. gdy czytelnik jest już pewien jak potoczą się dalsze losy autor zaskakuje i jest nieprzewidywalny.
dałam trochę niższą ocenę ponieważ momentami musiałam się naprawdę mocno zastanawiać o co chodzi w danym fragmencie, niektóre sceny/dialogi nie są do końca idealnie czytelne i trzeba trochę pomyśleć aby zrozumieć zamierzenia autora. może to dobrze, bo czytelnik wysili trochę swoje szare komórki.
powieść warta polecenia, ja będę czytać kolejne części.
autor: robert ludlum
tytuł: "tożsamość bourne'a"
skala 1-10: 9
czytałam w formie e-booka
nie zdawałam sobie nawet sprawy z istnienia tej książki, teraz jestem zadowolona, że ją odkryłam. powieść opisuje historię mężczyzny, który stracił pamięć a teraz polują na niego aby go zgładzić. nie ma on pojęcia dlaczego, ponieważ nic nie pamięta. poznaje kobietę, która pomaga mu "normalnie" funkcjonować i szukać prawdy.
książka naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. jest w niej to co lubię, odpowiednia dawka adrenaliny, zawikłane sprawy do rozwiązania, tajemnice i świetne kreacje psychologiczne bohaterów. gdy czytelnik jest już pewien jak potoczą się dalsze losy autor zaskakuje i jest nieprzewidywalny.
dałam trochę niższą ocenę ponieważ momentami musiałam się naprawdę mocno zastanawiać o co chodzi w danym fragmencie, niektóre sceny/dialogi nie są do końca idealnie czytelne i trzeba trochę pomyśleć aby zrozumieć zamierzenia autora. może to dobrze, bo czytelnik wysili trochę swoje szare komórki.
powieść warta polecenia, ja będę czytać kolejne części.
Subskrybuj:
Posty (Atom)