wtorek, 4 czerwca 2013
17 - nowe struny
kiedyś, pewien mądry ktoś (choć niewiele starszy ode mnie) powiedział mi, że odstawienie na chwilę instrumentu to taka miłosna kłótnia z nim, ale że minie i znów się polubimy. jednak u mnie ta kłótnia trwała chyba za długo i było mi z tym źle. zaczęło się od tego, że mandolina (bo o niej tu mowa) wydawała się taka twarda i niepasująca do mnie, struny wpijały mi się w palce dźwięki nie były idealne, no i tak powoli się od siebie oddalałyśmy. jak już pisałam było mi z tym źle ale sama nie mogłam jakoś przemóc się i powrócić do grania.nie trwało to długo miesiąc może dwa (czas ostatnio tak szybko płynie) jednak na tyle długo, że zaczęłam tęsknić. chciałam coś zrobić ze sobą i z nią zamkniętą w futerale w skrzyni. jednak skończyło się na niczym. i znów pojawił się ten mądry ktoś i na odległość sprawił, że wyciągnęłam mandolinę, stwierdziłam, że zakurzone i poniszczone struny mogą mi tylko zrobić krzywdę więc zmieniałam je całe popołudnie. nie wiem czy to świadomość zbliżających się wakacji a co za tym idzie większej instrumentalnej aktywności, czy sesja czająca się za rogiem (więc robienie czegokolwiek innego jest lepsze niż nauka), czy w końcu przełamanie jakichś wewnętrznych barier sprawiło, że mandolina wróciła do łask jednak bardzo się z tego powodu cieszę. gram przeciętnie, a nawet słabo ale to jest tak piękny instrument i daje tyle możliwość pod jednym tylko warunkiem: że się go szanuje i poświęca mu wystarczającą ilość czasu i serca. u mnie zabrakło serca, które na szczęście już wróciło, dzisiejszym dowodem na to mogą być poharatane palce. zmiana strun nie jest łatwa szczególnie dla kogoś takiego jak ja czyli kogoś kto zmienia samodzielnie struny po raz drugi w życiu, a na mandolinie po raz pierwszy. zawsze pomagał mi kolega, no ale przecież mam już dużo lat i sama muszę sobie radzić. myślę więc, że pierwsze lody przełamane, mandolina odkurzona i od jutra (dzisiaj) biorę się za porządną grę, co tam, że sesja to nawet jeszcze lepiej bo bardziej mi się będzie chciało. a obiecałam kiedyś pewnemu komuś, że mandoliny nie porzucę i nie zrobię tego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
zapraszam do dyskusji i pozostawienia swojej opinii o moim pisaniu ;)