dostałam propozycję upieczenia czegoś. może pierniczków? a jeśli pierniczki to może serca? więc powstały piernikowe serca. magiczne. czuć pierniki jeszcze w lecie. i choć piekłam już nie raz pierniki właśnie w letnich miesiącach to teraz jakoś bardziej na mnie podziałały. szukałam jakiegoś przepisu, żeby mogły być grubsze, twardsze i szybsze od takich jak robię zazwyczaj. a zazwyczaj korzystam z przepisu, w którym ciasto leżakuje. długo. a ja potrzebowałam już. teraz. zaraz. więc sięgnęłam do mojego ulubionego bloga moje wypieki. jeszcze mnie nie zawiódł. a tam znalazłam przepis na katarzynki. i stwierdziłam, że to jest to. i dobrze stwierdziłam. super smak, szybko się robią, składniki prawie zawsze są pod ręką. czego chcieć więcej? jak dla mnie, niczego. są twarde. ale pierniki MUSZĄ być twarde. takie żeby zęby połamać. i jak ktoś dziś powiedział: "najlepsze twarde - do moczenia w mleku". tak. twarde i pachnące. a więc piekłam sobie. duże (średnio, ale wystarczająco), grube, pachnące pierniki. mi z jednej porcji składników wyszło ok. 25 sztuk. więc dorabiałam drugą turę ;)
ale. nie cały czas było tak kolorowo.
zaczęłam piec i pojawiła się radość z opisanych powyżej zalet i dodatkowo walory smakowe jeszcze ciepłego piernika - w miarę miękkiego.
zdjęć z dekorowania pierników nie mam bo nastrój był na granicy wytrzymałości. a i światło wieczorne niezbyt sprzyjające. ale. jakieś są.
lukier we wstępnej fazie mieszania z barwnikiem spożywczym. aby uzyskać podobno czerwony kolor. ale. zawsze jest inaczej i wychodzi różowy, no chyba że bym cały słoiczek wlała to byłby czerwony.
i jak już zaczęłam dekorować. tym odpowiednim lukrem to pierniki zaczęły się do mnie uśmiechać, ładnie wyglądać i zachęcać wyglądem to humor wrócił i chciało mi się na nowo. więc szybko dokończyłam dekorowanie cyknęłam pamiątkową fotkę wszystkich razem i poszłam spać z nadzieją na piękne słońce dnia następnego ażeby zdjęcia jako takie zrobić.
no i słoneczko rzeczywiście mnie nie zawiodło i się pojawiło. ale ja zanim zaczęłam robić zdjęcia to dopełniłam radości. bo pierniki, owszem podobały mi się, ale coś w nich brakowało. i jak mówi tytuł posta: kawałek celofanu i wstążeczka sprawiły, że były one skończone i gotowe. niby banalne rzeczy i stosowane powszechnie, a nie spodziewałabym się, że sprawią mi tyle radości. tu kilka słonecznych zdjęć.
i reszta zdjęć
i na koniec uśmiech dla wszystkich bo was lubię :)
FAJNY BLOG ! MASZ TALENT DO WYPIEKÓW I DEKOROWANIU CIAST / CIASTECZEK ITD.
OdpowiedzUsuń