środa, 18 września 2013

66 - refleksyjnie

dawniej jakoś wszystko było łatwiejsze. i choć pamiętam jak nieraz w podstawówce siedziałam nad prościuteńkim zadaniem, do bardzo późnych godzin nocnych z myślą, że nigdy nie skończę, to było jakoś łatwiej. nie twierdzę, że teraz mam trudno, bo nie muszę myśleć o pracy czy własnej rodzinie, bo jej nie mam. więc jakby prościej niż inni. a jednak dorosłość nie jest tak kolorowa jak wydawała się w dzieciństwie. nie ma już tej radości z biegania po opadłych liściach, albo ze zbierania kasztanów. wszystko co jako dziecko chciałam zrobić teraz mogę i jakoś nie jest to już takie fajne jak mogłoby być kilkanaście lat temu. tak się zastanawiam teraz czemu narzekam? nie mam źle, a nawet mam dobrze w życiu. a jednak... a to o tym dziecięcym postrzeganiu świata dorosłych... chyba każdy tak miał, że chciał być już "duży". no i ja się pytam po co? aby musieć podejmować trudne decyzje, jeździć tu i tam i załatwiać różne sprawy. czasem fajnie jest żyć w nieświadomości problemów świata i tego co nas otacza. przypomniała mi się książka "dzieci z bullerbyn". jedna z moich ulubieńszych z dzieciństwa. te dzieci były szczęśliwe, bo nie do końca zdawały sobie sprawę ze świata dorosłych.
nie mam dziś złego nastroju, tylko może ta jesienna melancholia jakoś tak na mnie wpłynęła, i w ogóle nie miałam o czymś takim pisać, ale ten temat jakoś sam wyszedł z głowy wprost na klawiaturę. a jak już jesteśmy przy klawiaturze. to cofnijmy się jakieś dwadzieścia lat wstecz. ludzie byli szczęśliwsi bez tych wszystkich nowinek technicznych. i choć ja teraz nie wyobrażam sobie życia bez tego (może jakbym się zawzięła to bym wytrzymała... ciężko) to chciałabym na przykład czuć ten dreszczyk niepokoju/emocji czekając aż listonosz przyniesie list. teraz wysyła się tyle bezsensownych, czasem głupich, śmiesznych wiadomości, że nie wiadomo z kim i po co. i tak, jest to potrzebne i wygodne, ale nasze babcie jakoś żyły i były szczęśliwe.

a co jakby wszystko było proste i poukładane? jak w filmach, tych o przyszłości. budzimy się śniadanie już gotowe, ubieramy się nawet nieświadomi że to robimy. śniadanie w tym czasie zostaje zjedzone zęby umyte. cała rodzina bez słowa (aby nie tracić czasu) udaje się do swoich środków transportu. potem praca, szkoła, zajęcia pozaszkolne, spotkania biznesowe. a w tym czasie dom sam się sprząta, kolacja sama się robi. domownicy wracają każdy sobie do domu, jedzą w samotności, potem zajmują sobą i idą spać. a nazajutrz wszystko od początku. wiem, że to ogromne uproszczenie i wielki skrót myślowy. ale czy takie życie nie byłoby proste i poukładane? wręcz idealne? tylko, że nie ma w nim radości z przebywania z innymi ludźmi. nasz współczesny świat w jakiejś części zmierza ku takiemu zakończeniu. sprzęty stają się mądrzejsze od nas w związku z czym my możemy odłożyć myślenie na później, relacje rodzinne się rozpadają. nie mówię o życiu w małych miejscowościach bo tam może nie jest to odczuwalne, ale jak tak się przyjrzeć to każdy goni i szuka czegoś, zapominając o rodzinie, przyjaciołach. pogoń za nie wiadomo czym. a w większych miastach łatwiej zgubić się w tłumie. bo czyż nie najbardziej samotni jesteśmy w tłumie. i wiem, że to znane i używane stwierdzenie, jednakże bardzo prawdziwe. czasem najbardziej samotni możemy czuć się w sali pełnej ludzi, niby nam bliskich, a jednak obcych. 

każdy chciałby, żeby życie było łatwe, miłe i przyjemne. ja też bym chciała. ale czy wtedy pojawiałaby się radość z pokonania jakiejś, nawet najmniejszej przeciwności. no nie pojawiałaby się bo przeciwności by nie było. więc i radości by nie było. życie nie jest, nie było i nie będzie proste. dla nikogo. chyba, że ktoś taki jest to proszę o podzielenie się historią swego życia. zawsze musi wyskoczyć takie coś, co sprawi, że to co wydawało nam się idealnym zakończeniem trzeba będzie zaczynać od nowa. hmm, zerknęłam, że zapisałam już trzy dość obszerne akapity, ale jest to taka paplanina, pomieszana, trochę bez sensu.

a zaczęłam pisać dzisiejszy post z myślą, że czegoś mi brakuje. więc coś napiszę. nie chce mi się nic. a to napiszę podzielę się, niech innym tez się nie chce. wiem, że egoistyczne podejście, ale to właśnie jestem ja. a nie chce mi się bo: pogoda jest brzydka czyli początki jesiennego osłabienia czy po prostu jestem leniwa? myślę, że leniwa. a do tego teraz śpiąca, tak że ledwo ekran widzę.

a i jeszcze taka przestroga dla wszystkich: gdziekolwiek jesteś to porozglądaj się czy gdzieś tam nie siedzi ktoś znajomy, żeby nie słyszał czegoś co byś nie chciał żeby usłyszał. 

idę już spać bo coś czuję, że po dzisiejszym wpisie stracę jakichś czytelników ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zapraszam do dyskusji i pozostawienia swojej opinii o moim pisaniu ;)