środa, 11 września 2013

62 - foremkowe królestwo

kolejny z rzędu wpis około kulinarny, ale jakoś najłatwiej mi o tym pisać. co nie oznacza, że innych nie będzie. będą. jednak nad nimi trzeba więcej myśleć. 
wpis dedykuję temu co się obiadu domaga, ale niech wie, że słodkie rzeczy są bliższe mojemu sercu. lecz obiad też jest, o czym jeszcze dalej wspomnę. 

dziś o foremkach (na pewno o czymś jeszcze wspomnę, ale to właśnie jestem ja). 

aaaaa zrobiłam sobie właśnie przerwę na piernika z mlekiem i jest OBŁĘDNY. ale o tym też potem, tylko chciałam od razu napisać co czuję.

tak. dziś o foremkach. pierwszy raz o tym pomyślałam jeszcze przed powstaniem bloga, teraz moja kolekcja się powiększyła, a mimo dużej ilość foremek prawie każdą wiem skąd mam i o tym też napiszę. obiecywałam kiedyś tutaj, że powstanie taki wpis. a, że mam się uczyć do egzaminu to okoliczności są sprzyjające do robienia zdjęć ogromnej ilości foremek. chyba je policzę... (chyba 175, ale z jednymi jest dużo kombinacji więc może ktoś policzy mi ilość dostępnych możliwości ;) 
a teraz do rzeczy. kuzynka stwierdziła, że woli wpis ze zdjęciami, i że czyta się to prawie jak komiks. więc tak będzie i dziś. zdjęcia poprzeplatane tekstem. zacznę od zdjęcia sprzed prawie roku. mojej kolekcji już dość pokaźnej




już wtedy rodzina się dziwiła po co mi tyle tego. ale ja stwierdzam, że przecież to się nie psuje, więc mogę to mieć i mieć i mieć. a im więcej tym weselej. i więcej możliwości.

dla porównania stan w dniu dzisiejszym






dużo. ale tata stwierdził, że niby dużo a mikołaja takiego jak w prlu to nie mam. 
potem postanowiłam pogrupować foremki. więc i to zrobiłam, kierowałam się szczególnie tym, żeby były połączone razem tak jak razem do mnie trafiły, albo tematycznie. i teraz udowodnię, że większość pamiętam.

te np. były z carrefura, moja ulubiona to ta niby koniczynka i gwiazdka



kolejne mama gdzieś kupiła, tak naprawdę tylko kilka razy próbowałam je robić bo ciasto musi być dość grube a równocześnie nie może zmieniać kształtu



kolejne chyba z carrefura, lubię motyla i kwiatka



chyba siostry, albo brata z dawien dawna z jakiejś plasteliny



kupione niedawno, bo chciałam mieć domek i samochód



to moje pierwsze foremki, pierwsze ogólnie w życiu, do ciastoliny były dołączone, i pierwsze przy których stwierdziłam, że co z tego, że z ciastoliny. umyłam porządnie i były do ciastek.



wielkanocny zestaw z tortowni. królik w postaci ciastek zwiedził, całą rodzinę większość znajomych i w ogóle podróżnik z niego jest



zestaw muzyczny. musiałam go mieć. gitarę dużo wcześniej niż resztę. też z tortowni, a nutki i kontrabas z jakiegoś sklepu ze sprzętem domowym



to mój najnowszy nabytek wakacyjny. z ikei. ten łoś jest dość popularny na różnych blogach a dziś siedział nawet w piekarniku.



kolejne to prezent od znajomej. debiutowały jako góral i góralka



te z rossmanna



kolejne też



te z chińskiego marketu, jeszcze nie próbowane, do zdjęć musiałam je wypakować



te znów z carrefurra, najlepsze do pierogów i uszek



kolejne z tortowni, jako uzupełnienie tych wielkanocnych. tych jajek to naprodukowałam tyle, że głowa mała. mam nadzieję w przyszłym roku znów tyle narobić i znów wspólnie z zespołem je dekorować



serduszka dostałam razem z tą panią i panem co byli wcześniej, ostatnie pierniki z nich powstały



kwadraty również z tortowni, bo stwierdziłam, że równy kwadrat zawsze się może przydać



gwiazdki to również prezent, chyba powstała z nich choinka w tym roku



te to już sama nie wiem, raczej nie używam, ale liczę na to, ze kiedyś się przydadzą



tu ciąg dalszy tamtego dużego prezentu, te bardziej bożonarodzeniowe 



tych nie potrafię sklasyfikować, część nie pamiętam skąd jest, bo były odkąd pamiętam, dzwonek i gwiazda betlejemska z tortowni, a reszta? po prostu jest



z tym aniołem też miałam problem, ale jest plastikowy więc do powyższego (metalowego) zdjęcia nie pasował, lubię go bardzo, ale też bardzo trudno go zrobić, bo często traci dla mnie głowę



to zoo z plasteliny mojej siostry. lubię bardzo, a szczególnie jej koledzy jak dostali na dzień dziecka w szkole



a tu moje ulubione do ciasteczek liznera, ale też każdych innych kruchych, piernikowych. dwa pierwsze z rossmanna, ostatnie z największą ilością wymiennych końcówek z tortowni i była to jedna z drożysz foremek, ale musiałam ją mieć. i tutaj może by się znalazł jakiś matematyk co by mi policzył ile jest możliwość i kombinacji. te kolorowe końcówki pasują do obydwu pierwszych foremek, a reszta do tego ostatniego. liczę, że ktoś to policzy



tu od drugiej strony



tu z zmontowanymi końcówkami



abecadło. w internecie kosztuje tak kosmiczne pieniądze, że mimo wszystko bardzo mnie odstraszało. ale znalazłam w empiku w cenie, która już tak nie odstrasza (15zł) więc nabyłam, są trochę małe, ale na razie mi wystarczą



do kompletu musiałam mieć cyferki też z empiku



a tutaj popakowane czekają na spakowanie do szafki



tak więc. cóż mogę stwierdzić... może jestem trochę szalona, ale lubię mieć/posiadać akurat takie rzeczy inni może jakieś gry komputerowe/modele do składania/cokolwiek innego, a ja akurat to. na pewno nie zaprzestanę gromadzić większych ilość. i stwierdzam, że czasem warto kupić cały zestaw nawet tylko dla tej jednej.

a teraz żeby nie było, że nic nie robię to fragment obiadu. jestem prawie pewna, że kuzynka po zobaczeniu tego zdjęcia pobiegnie grzać frytkownicę



no i rodzina wymogła na mnie upieczenie pierników, bo ostatnie dostały im się w niewielkich ilościach. więc upiekłam. w dwie godziny zrobiłam ciasto, upiekłam 60 pierników i jeszcze je polukrowałam, choć może tego nie być widać. 







to by było tyle na dzisiaj. 
buziaki dla wszystkich czytających

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

zapraszam do dyskusji i pozostawienia swojej opinii o moim pisaniu ;)