niedziela, 29 września 2013

72 - muzycznie

jeszcze godzinę temu miałam taki fajny tekst w głowie. teraz gdzieś się stracił. ale może w trakcie do mnie wróci, choć we fragmentach.
muzyka łączy ludzi. duża część tych dobrych ludzi, których znam, są z zespołów, w których jestem. i są to jedne z lepszych znajomości.
a czemu dziś post muzyczny? bo dziś było śmiesznie muzycznie, fajnie muzycznie, ekstremalnie muzycznie, podtekstowo muzycznie, no i w ogóle muzycznie. a jeszcze dlatego, że rok temu (z kawałkiem) zaczęłam moją "przygodę" z mandoliną. kolega zgodził się rozstać ze swoją i pożyczyć mi ją na jakiś czas, wtedy też zaczęłam i do tego czasu jakoś to się dzieje, że ona jest w moim życiu. pojawiła się moja własna, a kolegowa wróciła do właściciela, który też w dużym stopniu przyczynił się do mojego grania. a który nie może pojąć tego, że jestem głucha i ze słuchu nie potrafię zagrać. co udowodniłam bardzo ładnie wczoraj podczas wspólnej nauki. nic na to nie poradzę, ale będę próbować grać bez nut ;)




środa, 25 września 2013

71 - recenzja KUKBUK nr 5

nie wiem czy można recenzować gazetę. i czy istnieje słowo "recenzować"? nie ważne. ja spróbuję to zrobić. jak już gdzieś tam kiedyś wspominałam lubię czytać kukbuka. magazyn kulinarny, który funkcjonuje od początku tego roku (tak naprawdę to już od grudnia poprzedniego). dwumiesięcznik. i zanim kupiłam pierwszy numer to dużo o nim się naczytałam w necie i stwierdziłam, że chcę go mieć. mogę mieć jeden magazyn, który będę kupować i nie będę mieć z tego powodu wyrzutów sumienia ;)



70 - bezglutenowe słoneczne ciastka

popełniłam dziś słoneczne ciastka. czemu słoneczne? bo żółte jak małe słoneczka. czemu bezglutenowe? bo pojawiło się niedawno takie wyzwanie i postanowiłam poszukać czy dieta bezglutenowa jest smaczna i zjadliwa. na szczęście ja nie muszę na co dzień zmagać się z produktami bez glutenu, czyli praktycznie produktami bez mąki. jest to dość uciążliwe, ale są przepisy do tej diety i jest ich coraz więcej. a ja zamierzam jeszcze co najmniej kilka przetestować. ten przepis znalazłam u kuzynki w przepisach dołączonych do robota kuchennego. banalne i nawet smaczne ciastka, ale trzeba się przyzwyczaić do tego smaku, a wtedy myślę, że bezglutenowce się ucieszą, że mogą sobie schrupać ciasteczko. pięknie żółciutkie ciasteczko.

co nam potrzeba:
300 g mąki kukurydzianej
200 g cukru pudru
125 g miękkiego masła
2 jajka

wtorek, 24 września 2013

69 - ciasto (pizza) ze śliwkami

choć na ten post planowałam coś na temat skojarzeń i podtekstów, wszechobecnych w naszym życiu. to będzie dziś o placku, po którym już nawet wspomnienie nie zostało. 
jak nie ma sezonu na śliwki to robię z tymi ze słoika w zalewie (jak z kompotu) ale kolor ciasta jest zdecydowanie lepszy z tych świeżych.
ciasto na spodzie jest drożdżowe z przepisu na pizzę, chyba od babci. wystarczy dodać odrobinę więcej cukru i może być do słodkich wypieków. patent ze śmietaną chyba z przepisu na tartę alzacką, która też kiedyś będzie się musiała tu pojawić. a kruszonka, po wielu innych próbach jest z moich proporcji. chrupiąca i słodka. może nawet za słodka, ale dzięki temu taka pyszna.

co nam będzie potrzeba:

sobota, 21 września 2013

68 - recenzja "ojciec chrzestny"

"albo napisz coś mądrego na blogu". słowa mojej koleżanki z wczoraj. a więc postanowiłam coś napisać dziś. a, że skończyłam czytać to o tym będzie. już dawno nie pisałam tych moich mini recenzji więc nie wiem jak dziś wyjdzie.  

autor: mario puzo
tytuł: "ojciec chrzestny"
skala 1-10: 7

o "ojcu chrzestnym" słyszałam od zawsze, praktycznie odkąd pamiętam. a to za sprawą mojego taty, który bardzo lubi ten film, a szczególnie muzykę. więc główny temat muzyczny z tego filmu próbowałam grać praktycznie na każdym instrumencie z którym miałam do czynienia (na pianinie, gitarze, harmonijce, mandolinie, skrzypcach). i nawet teraz słyszę jak tata to gwiżdże. całkowicie nieświadomie, gdzieś z głębi podświadomości. więc z takimi doświadczeniami z dzieciństwa już jako dorosła postanowiłam przeczytać o co tam chodzi. bo film (pierwsza część) podobał mi się bardzo, toteż ciekawa byłam książki.
jeśli chodzi o książkę. strasznie długo ją męczyłam. jakoś czytanie mi nie szło. ale to może też dlatego, że czytam głównie wieczorami, a przez moje głupie przywiązanie do internetu czas wieczorem z reguły jest marnowany. ale jednak skończyłam. 
no i tak. stwierdzam, że mafijne klimaty to jednak chyba nie to co najbardziej lubię. choć thillery i kryminały lubię, a to niby podobne, to z tym miałam jakiś wewnętrzny problem. może powodowane było to tym, że znałam fabułę z filmu więc nie było dreszczyku emocji i niecierpliwego wyczekiwania co tam za chwilę się wydarzy. jednak książka jest bardzo dobra, a tamto to tylko moje bardzo subiektywne odczucia. mimo wszystko bardzo mi się podobała. a szczególnie ostatnie zdanie, które jakby w idealny sposób zakończyło całą fabułę.
teraz przypomniałam sobie na czym polegają recenzje. najpierw jakieś ogólne streszczenie potem ocena. zapomniałam, że ktoś mógł tego nie przeczytać.
a więc cała książka oparta jest na historii życia rodziny corleone. w szczególności dona corleone z synami i jego rodziny. wszystko to pięknie nazywa się rodzina a w rzeczywistości jest świetnie przemyślaną, mafijną siatką. don staje się ojcem chrzestnym wszystkich potrzebujących, którym pomaga, a od których w zamian oczekuje lojalności. śmierć i zabijanie jest dla nich chlebem powszednim, ale to wszystko po to by tym słabszym żyło się lepiej. mafia jak to mafia. ma wzloty i upadki, tak też w przypadku tejże rodziny. mieli gorsze dni/lata, ale wspólne działanie może wszystko naprawić. 
choć momentami brutalna i niezgodna może z czyimiś poglądami to jednak piękna historia. przywiązania żon do swoich mężów. braterskiej miłości. ojcowskiego oddania. jak również miłości synów do ojca. 
wszystko to w zgrabny sposób połączone kilkoma mniejszymi wątkami tak, że czytelnik nie ma czasu się znudzić. przemyślana i dobrze napisana książka. a dlaczego tylko siedem w mojej skali? sama nie wiem, na początku dałam osiem, ale stwierdziłam, że jednak czegoś dla mnie tam zabrakło. może muzyki w tle w czasie czytania? nie wiem. ale polecam przeczytać.

środa, 18 września 2013

67 - jogurt z owocami i muffiny ze śliwkami

jaki może być szybszy i zdrowszy (całkowicie bez cukru) deser? ostatnio przypomniałam sobie o jogurtach z owocami. i zaczęłam testować z różnymi kombinacjami smakowymi. wiem, że już trochę późno, bo najlepsze, np. truskawki już się skończyły, ale można wyczarować coś super z tego co pod ręką. ja mam maliny w ogródku (już same one by wystarczyły), banany były, winogrona jakieś i gruszka (również jogurt naturalny). więc wszystko obrałam (nawet winogrona), wypestkowałam, zmiksowałam (jak robię tylko dla siebie to blenderem dziś musiałam użyć większego sprzętu) i podałam. fajne, orzeźwiające, lekkie, słodkie coś. co jest dobrym wypełniaczem między posiłkami no i jest zdrowe i proste. każdy może wybrać dowolny smak. możliwości wiele. ale nie muszę chyba o tym pisać, bo podejrzewam, że każdy kiedyś coś takiego próbował.


66 - refleksyjnie

dawniej jakoś wszystko było łatwiejsze. i choć pamiętam jak nieraz w podstawówce siedziałam nad prościuteńkim zadaniem, do bardzo późnych godzin nocnych z myślą, że nigdy nie skończę, to było jakoś łatwiej. nie twierdzę, że teraz mam trudno, bo nie muszę myśleć o pracy czy własnej rodzinie, bo jej nie mam. więc jakby prościej niż inni. a jednak dorosłość nie jest tak kolorowa jak wydawała się w dzieciństwie. nie ma już tej radości z biegania po opadłych liściach, albo ze zbierania kasztanów. wszystko co jako dziecko chciałam zrobić teraz mogę i jakoś nie jest to już takie fajne jak mogłoby być kilkanaście lat temu. tak się zastanawiam teraz czemu narzekam? nie mam źle, a nawet mam dobrze w życiu. a jednak... a to o tym dziecięcym postrzeganiu świata dorosłych... chyba każdy tak miał, że chciał być już "duży". no i ja się pytam po co? aby musieć podejmować trudne decyzje, jeździć tu i tam i załatwiać różne sprawy. czasem fajnie jest żyć w nieświadomości problemów świata i tego co nas otacza. przypomniała mi się książka "dzieci z bullerbyn". jedna z moich ulubieńszych z dzieciństwa. te dzieci były szczęśliwe, bo nie do końca zdawały sobie sprawę ze świata dorosłych.

poniedziałek, 16 września 2013

65 - przepiśnik

jakiż mógłby być lepszy prezent, niż prezent kulinarny. a szczególnie taki bez powodu. od fajnego kogoś. na chwilę przed tym jak dowiedziałam się, że jednak jestem na trzecim roku. no ten dla mnie jest idealny. i choć nie wiem czy autorka wyraża zgodę na rozpowszechnianie to muszę się nim podzielić. tak. ręcznie robiony przepiśnik. już sama nazwa wywołuje uśmiech na twarzy. w komplecie nowe foremki (zbiory cały czas rosną), ale on jedyny w swoim rodzaju. i podejrzewam, że takiego drugiego nie ma. i cieszę się, że jednak nie zdecydowałam się wcześniej przepisywać mojego przepisowego zeszytu. od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem przepisania wszystkiego na nowo. teraz będę miała gdzie. a tu macie to cudo :)

sobota, 14 września 2013

64 - ciasto marchewkowe pole

kilka lat temu, jak zaczynałam przeglądać blogi kulinarne i takowe odnajdywałam w sieci. dziwiło mnie to, że ludzie robią tyle zdjęć jedzenia. zastanawiałam się po co? no ale, już zaczynam to rozumieć. sama też od dłuższego czasu fotografuję każdą słodką rzecz, którą zrobię i czasami zwykły obiad. i dociera do mnie, że robię to aby zapamiętać. taki stolarz czy murarz na przykład. zrobi stół, zbuduje dom i ta rzecz służy przez długie lata. a gotowanie, pieczenie to dość niewdzięczna ulotna czynność. długo trzeba stać w kuchni, zbiera się sterta brudnych naczyń a jedzenie zostaje szybko pochłonięte i znika. dlatego można zachować je na zdjęciu. a, że ostatnio spodobało mi się robienie zdjęć krok po kroku to inna sprawa. może nie przetrzymuje to wspomnień, ale czasem podczas rozmów z różnymi ludźmi słyszę tak kompletne nieobeznanie w kuchni (ja też mistrzem nie jestem, ale jakąś praktykę mam), że stwierdziłam, że kilka dodatkowych zdjęć może zapobiec niepotrzebnym pytaniom i pomóc komuś w pracach kuchennych. bo jeżeli ktoś coś już przetestował/wypróbował/nauczył się na własnych błędach to może się tym podzielić żeby komuś było łatwiej. i dlatego też powstaje część blogów, by instruować i pomagać ludziom.

ale do rzeczy. zawsze zastanawiałam się jak smakuje ciasto marchewkowe, ale też zawsze mnie jakoś odstraszało. bo ciasto marchewkowe? jakże to tak? zostawiłam kiedyś otwarte moje wypieki i mama tak przeglądała i przeglądała i stwierdziła, że zrobimy ciasto marchewkowe (polecam zobaczyć zdjęcia doroty). no i zrobiłyśmy, głównie ja bo nie lubię jak ktoś mi pomaga. przeszło moje najśmielsze oczekiwania. myślałam, że będzie kompletna klapa a wyszło zaskakujące. i na dodatek bardzo dobre. więc już teraz polecam.


piątek, 13 września 2013

63 - co mnie wkurza

wracam do codzienności, po ostatnich kuchennych wpisach. wymyśliłam sobie, w trakcie wieczornej wędrówki do łazienki, że stworzę, taki niby cykl wpisów. zaczynający się od dzisiejszego: "co mnie wkurza". chciałam pisanie odłożyć na jutro, ale za dużo pomysłów zaczęło krążyć mi po głowie, żebym mogła spokojnie usnąć. 
po pierwsze. wkurza mnie mała muszka, która dobija do ekranu mojego laptopa - jedynej aktualnie świecącej rzeczy w moim pokoju. 
ale ona była nieplanowana. co mnie wkurza tak najbardziej, najbardziej? chyba to jak ktoś robi błędy ortograficzne, w wiadomościach, mailach, smsach. dla mnie to brak szacunku dla innej osoby. jak nie jestem pewna to sprawdzam pisownię, nie piszę, albo chociaż słucham wszechobecnych podpowiadaczy, czy to w komputerze, telefonie czy internecie. to jest bardzo denerwujące. dalej? wkurzają mnie ludzie, którzy nie potrafią powiedzieć co myślą, prosto w twarz. ja wychodzę z założenia, że wolę mieć jednego najprawdziwszego wroga niż dziesięciu niby przyjaciół. nie udaję przyjaźni i tez nikogo o nią nie proszę, jeśli ktoś ma ochotę to zapraszam, ale nikogo o zainteresowanie prosić nie będę. 

środa, 11 września 2013

62 - foremkowe królestwo

kolejny z rzędu wpis około kulinarny, ale jakoś najłatwiej mi o tym pisać. co nie oznacza, że innych nie będzie. będą. jednak nad nimi trzeba więcej myśleć. 
wpis dedykuję temu co się obiadu domaga, ale niech wie, że słodkie rzeczy są bliższe mojemu sercu. lecz obiad też jest, o czym jeszcze dalej wspomnę. 

dziś o foremkach (na pewno o czymś jeszcze wspomnę, ale to właśnie jestem ja). 

aaaaa zrobiłam sobie właśnie przerwę na piernika z mlekiem i jest OBŁĘDNY. ale o tym też potem, tylko chciałam od razu napisać co czuję.

tak. dziś o foremkach. pierwszy raz o tym pomyślałam jeszcze przed powstaniem bloga, teraz moja kolekcja się powiększyła, a mimo dużej ilość foremek prawie każdą wiem skąd mam i o tym też napiszę. obiecywałam kiedyś tutaj, że powstanie taki wpis. a, że mam się uczyć do egzaminu to okoliczności są sprzyjające do robienia zdjęć ogromnej ilości foremek. chyba je policzę... (chyba 175, ale z jednymi jest dużo kombinacji więc może ktoś policzy mi ilość dostępnych możliwości ;) 
a teraz do rzeczy. kuzynka stwierdziła, że woli wpis ze zdjęciami, i że czyta się to prawie jak komiks. więc tak będzie i dziś. zdjęcia poprzeplatane tekstem. zacznę od zdjęcia sprzed prawie roku. mojej kolekcji już dość pokaźnej


niedziela, 8 września 2013

61 - kawałek celofanu i wstążeczka

przekonałam się jak kawałek celofanu i czerwona wstążeczka potrafią zrobić z normalnej rzeczy rzecz niezwykłą.
dostałam propozycję upieczenia czegoś. może pierniczków? a jeśli pierniczki to może serca? więc powstały piernikowe serca. magiczne. czuć pierniki jeszcze w lecie. i choć piekłam już nie raz pierniki właśnie w letnich miesiącach to teraz jakoś bardziej na mnie podziałały. szukałam jakiegoś przepisu, żeby mogły być grubsze, twardsze i szybsze od takich jak robię zazwyczaj. a zazwyczaj korzystam z przepisu, w którym ciasto leżakuje. długo. a ja potrzebowałam już. teraz. zaraz. więc sięgnęłam do mojego ulubionego bloga moje wypieki. jeszcze mnie nie zawiódł. a tam znalazłam przepis na katarzynki. i stwierdziłam, że to jest to. i dobrze stwierdziłam. super smak, szybko się robią, składniki prawie zawsze są pod ręką. czego chcieć więcej? jak dla mnie, niczego. są twarde. ale pierniki MUSZĄ być twarde. takie żeby zęby połamać. i jak ktoś dziś powiedział: "najlepsze twarde - do moczenia w mleku". tak. twarde i pachnące. a więc piekłam sobie. duże (średnio, ale wystarczająco), grube, pachnące pierniki. mi z jednej porcji składników wyszło ok. 25 sztuk. więc dorabiałam drugą turę ;)
ale. nie cały czas było tak kolorowo.
zaczęłam piec i pojawiła się radość z opisanych powyżej zalet i dodatkowo walory smakowe jeszcze ciepłego piernika - w miarę miękkiego.


60 - znów okrągło

miał dziś powstać wpis o piernikowych sercach o których już wspominałam na facebooku. mam już wybrane zdjęcia, wymyślony tekst. ale dziś tego wpisu nie będzie. z innych blogów kulinarnych dowiedziałam się o akcji "danie jakiego nie widzieliście", czy coś o podobnej nazwie... więc stwierdziłam, że głupio by było dawać ciastkowy wpis gdy inny dziś się jednoczą i piszą o jednym. ja nie będę pisać o tym co najwyżej podam kilka linków do ulubionych blogów i sami sobie poczytacie, przemyślicie. a więc: klikklikklikklik. tylko kilka, na wielu innych są podobne wpisy. no, a ja zaplanowany post przekładam na jutro i idę regenerować siły i zbierać ostatnie promienie słońca. wszystkim życzę miłej niedzieli.


ooooo i dziś 60 wpis. to już chyba dużo :)

czwartek, 5 września 2013

59 - muffiny z malinami

jeeej, ja chyba nigdy nie piekłam nic z malinami... bo taki zapach na pewno bym zapamiętała. od dawna przymierzałam się do zrobienia muffin z malinami zamiast borówek z tego przepisu. strzał w dziesiątkę. wystarczy zamienić borówki na maliny i gotowe. dalej nie potrafię powiedzieć jaka ma być ilość owoców. mi do drugiej partii trochę brakło i musiałam biec dozbierać więcej. zależy od upodobań ;) tylko jedno zdjęcie, ale chyba wystarczy. jak wracałam z ogródka już widziałam te babeczki z tłem z tego drewna. a kwiat koniczynki znalazłam przy okazji i też pasuje. 
zapraszam do pieczenia


środa, 4 września 2013

58 - kurczak z brokułami w cieście francuskim

nadszedł w końcu ten dzień, że sfotografowałam to danie. wspominałam o nim w tym poście. to było z zakończenia moich zmagań z nauką na okres wakacji. teraz znów muszę znaleźć motywację do nauki... ale nie o tym miało dziś być. miało być o obiedzie, który każdy może przygotować. dziewczyna, chłopak, posiadający umiejętności i nie posiadający. więc zapraszam wszystkich i zachęcam do podzielenia się ewentualnym spostrzeżeniami po upieczeniu. a inspiracją był ten przepis.

co nam będzie potrzebne:

- płat ciasta francuskiego (nie polecam głęboko mrożonego tylko takie z lodówki gotowe do użycia, ale może to tylko ja mam a nim problem)
- 2-3 piersi z kurczaka
- brokułowe drzewko
- jajko
- ser żółty
- przyprawy do mięsa, wedle uznania

dodatkowo:

- ząbek czosnku
- łyżka kwaśnej śmietany
- 1,5 łyżki majonezu
- pieprz
- pomidory


poniedziałek, 2 września 2013

57 - dziwnie

przypomniała mi się kolejna rzecz, o której miałam pisać w poście wakacyjnym. tak naprawdę to chciałam to pisać dużo wcześniej, od razu jak to zaobserwowałam ale jakoś nie wyszło. chodzi mianowicie o to, że chodząc po plaży widziałam całe rodziny (rodzice i dzieci), części rodzin (opiekun z dziećmi), pary starsze i młodsze, grupy przyjaciół/kolegów/koleżanek. i tylko jednego chłopaka, który wyglądał jakby był sam. sam przyszedł na plażę, sam siedział na ręczniku. i był tak strasznie smutny. nie wiem, może się mylę i gdzieś tam byli jego znajomi, a on po prostu miał gorszy dzień, ale może było tak jak mówię. i ludzie rzeczywiście są człowiekowi potrzebni w życiu?
ludzie, którzy wysłuchają, wesprą, (pogłaszczą po głowie), gdy jest źle i gdy jest dobrze. człowiek to istota stadna i choć ja czasem czuję, że wolałabym być wyalienowana to podejrzewam, że długo bym nie wytrzymała.
a czemu dziwnie? bo nie myślę. częściej niżbym chciała. nie myślę i czasem mogę ludzi wyprowadzać z równowagi. swoją natarczywością, infantylnym myśleniem i wyolbrzymianiem problemów. problemy może czasem mają rzeczywisty rozmiar, ale przekazane przeze mnie nabierają monstrualnych rozmiarów i powodują, że ludzie wkoło myślą, że coś ze mną nie tak. ja sama tak myślę. chociażby pisząc tego posta. 
ale czuję, że trudno będzie się zmienić i doceniam jeśli ktoś mimo wszystko trwa nadal gdzieś w pobliżu.