środa, 31 grudnia 2014

134 - tort na nowy rok

nie ma co o nim dużo pisać. kupiłam niedawno foremkę puzzla i już w głowie widziałam ten tort, ale okazji żadnej w najbliższym czasie nie było. w końcu po dyskusjach z siostrą doszłyśmy do wniosku, że czemu nie zrobić tortu na sylwestra? i że może właśnie taki puzzlowy? i jest, a właściwie są, bo po drodze okazało się, że przydałby się jeszcze jeden. i tak w ten oto sposób po wielu wyciętych puzzlach, rozwałkowanych lukrach, zmęczonych rękach i w ogóle ogólnym zmęczeniu (chyba głównie psychicznym, bo jeden się robi szybciej, a z dwoma to już tyyle zabawy) powstały one. puzzlowe torty. i niech wam się w tym 2015 układa ;) może trochę lepiej niż mi na torcie, bo nie zawsze wszystko pasowało, ale to jak w życiu, coś pasuje idealnie, nad czymś trzeba się pomęczyć, a coś nie pasuje, i tego nie zmienimy. czasem zostaje też puste miejsce, na puzel, który wymyślimy sobie sami i sami go dopasujemy. zapraszam do oglądania zdjęć i "niech się układa".

133 - tort okolicznościowy

zrobiłam tort. w podziękowaniu za długoletnią współpracę. kolorystycznie i ogólnie w wykonaniu jest podobny do jednego, który gdzieś tu na blogu już jest. jednak już nawet kształtem się różnią, więc są to dwa różne torty.
wykorzystałam po raz pierwszy wykrawaczkę do listków, a kuzynka stwierdziła: "zakochałam się w listkach". mi też się one podobają :)

piątek, 26 grudnia 2014

132 - świąteczne pierniki i tort

może już trochę za późno na świąteczne pierniki, ale w razie czego możecie wykorzystać pomysły w przyszłym roku. a tort? w sumie uniwersalny, tylko zmienić dekorację i pasuje na każdą okazję. a więc zapraszam do oglądania bo nie ma co tu dużo opowiadać.

na początek mikołaje. 

czwartek, 27 listopada 2014

131 - tort z motywem góralskim

już parokrotnie pisałam, że należę do dwóch zespołów. orkiestry mandolinowej i zespołu regionalnego. tak się stało, że jeden zespół, chciał pogratulować drugiemu wygranej nagrody i tym sposobem powstał dzisiejszy tort. 

niedziela, 23 listopada 2014

130 - tort na chrzest

popełniłam dziś tort na przyjęcie z okazji chrztu świętego. dla chłopca, więc od razu w głowie pojawiła mi się myśl: "błękitny". może jakiś stereotyp, ale dla chłopca błękitny i już. nie miałam pomysłu na dekorację, bo w lepieniu figurek jeszcze się nie czuję za dobrze, miały być białe różyczki. jednak po namyśle stwierdziłam, że spróbuję, bo czemu nie, ulepić dzidziusia. są do tego specjalne silikonowe formy i wyciąga się idealną figurkę. ja takiej formy nie posiadam i jak na razie nie czuję potrzeby ją mieć. spróbowałam. wyszło. i różyczek nie ma, za to jest śpiący bobas.

wtorek, 18 listopada 2014

129 - piernikowe minionki

minionek. kto nie oglądał bajki, to nie będzie wiedział o kogo chodzi. ale to nie ważne. urocze żółte stworki, tyle wystarczy wiedzieć. no muszę stwierdzić - zakochałam się w nich na piernikach, wiem, że mogłyby być dużo lepsze/dokładniejsze, ale kolejne takie będą.
inspiracją był internet, ale nie pamiętam już gdzie wypatrzone.


czwartek, 13 listopada 2014

128 - recenzja "cień wiatru"

siedzę i patrzę na klawiaturę, bo naprawdę o tej książce nic banalnego napisać nie można...

dostałam ją w tamtym roku na urodziny, zaczęłam czytać, ale jakoś szybko przerwałam. niedawno znów trafiłam na tą książkę. postanowiłam, że teraz ją przeczytam, bo w końcu jeśli na okładce napisali, że sprzedała się w ponad czternastu milionach egzemplarzy, to musi coś w niej być takiego, że przyciąga czytelników. 

autor: carols ruiz zafón 
tytuł: "cień wiatru"

akcja dzieje się w barcelonie, określić czas nie jest łatwo, bo wydarzenia opowiadane, te do których bohaterowie powracają, retrospekcje dzieją się na przestrzeni wielu lat.
kluczowym miejscem w powieści jest cmentarz zapomnianych książek gdzie nasz bohater jako mały chłopiec znajduje książkę. staje się ona dla niego czymś najważniejszym, czymś co musi pilnować, a historia i sposób jej opowiedzenia, zawarta w książce, całkowicie nim zawładnęły. chce przeczytać inne tegoż samego autora - jauliana caraxa. jednak informacje o nim są okrojone, a innych dzieł jego autorstwa nie sposób dostać. tu pojawia się, w młodym umyśle, chęć odnalezienia caraxa i jego książek, za wszelką cenę. mijają lata i w końcu coś zaczyna się dziać, jedna odnaleziona informacja prowadzi do drugiej i tak lawinowo, starszy już, daniel zaczyna odkrywać mroczne dzieje młodości caraxa. 

środa, 12 listopada 2014

127 - tort z kotkami

jak pisałam w poprzednim poście lepiłam coś z pozostałego lukru, trochę dla wprawy, a trochę dlatego, że kolejny tort czekał w kolejce. 
siostra już jakiś czas temu oświadczyła, że na torcie chciałaby mieć koty. do którychś moich gadżetów kulinarnych była dołączona instrukcja jak takie zrobić, no i ona stwierdziła, że musimy je zrobić, a przynajmniej spróbować.

poniedziałek, 10 listopada 2014

126 - różowy tort

zrobiłam różowy tort, najróżowszy z różowych. ale taki miał być, różowy.
określony miałam kolor - różowy, napis, taki jaki jest i ogólnie żeby wyglądał jak dla dwulatki, chyba się udało

wtorek, 4 listopada 2014

125 - foremkowe królestwo 2

po wczorajszym kolejnym zakupie foremek i rozmowie o foremkach/wykrawaczkach, zachciało mi się zrobić kolejną odsłonę, "foremkowego królestwa", które powstało w tamtym roku. w ciągu roku dużo gadżetów kupiłam/dostałam więc mój zbiór się znacznie powiększył, no i musiałam sobie przypomnieć co mam, przed świątecznym pierniczeniem.

wtorek, 28 października 2014

124 - mieć więcej chęci

"musisz od razu z czarnym scenariuszem wyskakiwać". no taka już jestem. obiecałam sobie kiedyś, że nie będę już więcej czekać na coś z utęsknieniem i obiecywać sobie nie wiadomo co. bo zazwyczaj jest tak, że jak na coś czekamy, cieszymy się czekając na coś, spotyka nas zawód i to coś na co czekamy nie dochodzi do skutku. czasem czekamy żeby ktoś przyjechał, wyobrażamy sobie to spotkanie, potem okazuje się, że jednak autobus się spóźnił, to jeden z wielu przykładów. 
dlatego chyba lepiej żyć na bieżąco nie wybiegając myślami w przód. chociaż nie zawsze się tak da, ale w konsekwencji lepiej się cieszyć z czegoś na co nie byliśmy przygotowani niż smucić z powodu niepowodzenia naszych planów. 

a tak bardziej pozytywnie? zdarza się, że czegoś nie robimy, bo 'nie wychodzi', 'nie umiem', 'nie dam rady'. pewnie. często nie wychodzi, nikt od razu wszystkiego nie umie, a radę sobie można dać tylko trzeba chcieć. niekiedy jakieś wewnętrzne blokady sprawiają, że nie wszystko jest tak jak trzeba, a potem po jakimś czasie okazuje się, że barier nie ma, albo stały się łatwiejsze do przejścia. wystarczy tylko odblokować zapadkę w głowie, która blokuje nasze działania. niekiedy nawet nie zdajemy sobie sprawy, że coś co nas blokowało przed zrobieniem czegoś, odblokowało się. bo najczęściej dzieje się to pod wpływem innych ludzi, zaistniałych sytuacji, niekoniecznie nas samych. 

możemy wszystko, naprawdę. wystarczy odrobina chęci.

życzę wam dużo chęci do pracy i spełniania marzeń, buziaki

niedziela, 12 października 2014

123 - zielony tort

już od jakiegoś czasu nosiłam się z zamiarem zrobienia cieniowanego tortu - ombre. jednak jakoś tak ostatnio nie było okazji, a jak już robiłam to ozdabiane lukrem plastycznym. na szczęście nadarzyła się okazja, imieniny taty, a że na urodziny nie dostał tortu, bo to była końcówka wakacji a więc szaleństwo i liczne próby z moją orkiestrą, więc teraz postanowiłam nadrobić zaległości. 

wtorek, 30 września 2014

122 - powrót do pisania

tak dziwnie, tak głupio, po tak długi okresie niepisania znów coś napisać. ale nie mogę kolejnej rzeczy odkładać na później, bo tak odkładając i odkładając, rzeczy ważne i mniej ważne, na później, możemy przegapić coś fajnego. dziś ostatni dzień studenckich wakacji więc okazja do napisania jest.

tyle razy miałam coś napisać, ale jakoś tak przez te półtora miesiąca nie wychodziło. tyle książek, tyle ciastek, tyle innych rzeczy, a chęci na napisanie kilku słów jakoś odeszły. ale przepędzamy złe chmury i szukamy słońca :)

dziś nie będzie o niczym szczególnym, będzie tak po prostu, jak to już nie raz u mnie było.

ostatnio naszła mnie taka refleksja, że gdyby zamiast słów "boję się" mówić "uda się", "będzie dobrze" życie byłoby o wiele prostsze. człowiek boi się wielu rzeczy, zrobić coś, powiedzieć, zatańczyć, zaśpiewać, a gdyby nawet mimo prawdopodobnych niepowodzeń nie bał się, to w życiu byłoby mu lepiej. czytałam ostatnio tekst, w którym chodziło o to że za dwadzieścia lat nie będziemy żałować tego co zrobiliśmy (bo nawet coś nieudanego w tym czasie się zapomni), tylko będziemy żałować tego czego nie zrobiliśmy (bo przez całe życie potem pojawia się pytanie: "co by było gdyby?"). a więc znów przejawia się trochę hipokryzja u mnie, bo piszę jedno, a robię drugie, ale: nie bójmy się, żyjmy tak jak chcemy i bądźmy odważni.

i jeszcze taka powakacyjna refleksja, wiem, powtarzam się już któryś raz, ale muzyka jest lekiem na całe zło. czy taka interpretowana tańcem, czy śpiewana, czy grana na instrumencie, czy słuchana w radiu, każda jest dobra i leczy duszę. a jeśli tworzy się ją, albo przeżywa ze wspaniałymi ludźmi to już w ogóle pełnia szczęścia.

na dziś to już tyle, nie obiecuję że będę pisać, bo jak mówi mój tata: "najtaniej to obiecać", ale będę się starała. może nadrobię zaległości i nowe wpisy pojawią się szybko, a jak nie to proszę o cierpliwość.

buziaki dla wszystkich czytających

piątek, 15 sierpnia 2014

121 - imieninowy tort ze stokrotkami

dziś będzie króciutko. kolejny tort do pokazania (pochwalenia się).
jednej babci zrobiłam na imieninowym torcie konwalie, ale to był maj i były na czasie. teraz nie miałam pomysłu co zrobić a musiało być coś innego niż dotychczas. i przypomniały mi się moje dziecięce lata jak biegałam i robiłam zupki ze stokrotek i zrywałam ich całe garście i rozdawałam każdemu. no i w ten sposób padło na stokrotki (czy jak one się tam poprawnie nazywają). 
w zamyśle miałam inny kształt płatka, miały być większe, zaokrąglone i każdy osobno przyczepiony, a wtedy mama przyniosła mi "żywego" kwiatka i zburzyła mój światopogląd, ale chyba nawet na lepsze to wyszło. 
listki podpatrzone z natury, jedyne co mi się nie podoba to ta trawa, ale następnym razem będzie coś lepszego. zapraszam do oglądania.


środa, 13 sierpnia 2014

120 - dzielenie się

wydawałoby się, że dzielenie się, dawanie, pozbawia nas czegoś, że coś tracimy. jednak nie jest to takie oczywiste. małe dzieci dają nam swoje zabawki, kawałek ciastka (czasem pogryzionego) i wiele innych rzeczy i cieszą się z tego. bo dawanie daje radość. możemy dać komuś dobrą radę, ciasto, jakikolwiek inny prezent/drobiazg. podzielić się muzyką, uśmiechem, dobrym humorem. sprawiamy tym radość innym, ale przede wszystkim sobie, bo dawanie jest fajne. a jeśli ktoś nie widzi w tym nic pozytywnego to nawet z czysto interesownych pobudek może to zrobić, licząc na to samo z drugiej strony. jednak dawanie licząc na odwdzięczenie, nie jest tak fajne jak robienie tego, ot tak, po prostu. przyjemnie czasem dostać coś bez jakiejś specjalnej okazji. nie mówię o jakichś drogich prezentach, czasem wystarczy tylko uśmiech, czasem dobre słowo. tworzenie muzyki dla kogoś też sprawia ogromną frajdę, albo gotowanie/pieczenie, a potem oglądanie zadowolonego konsumenta. 
nie zawsze dzielenie się jest łatwe, czasem musimy się zdobyć na odwagę, żeby coś zrobić, ale przeważnie jest warto, bo zazwyczaj w odpowiedzi otrzymujemy uśmiech, a to jest najpiękniejsza zapłata ;)

miłych snów kochani 

środa, 6 sierpnia 2014

119 - pierniki z napisem

lubię robić pierniki z napisami. w sumie najlepiej by było jakby był jeden kolor, jeden wzór i jeden napis, wtedy praca szła by trzy razy szybciej, a tak to nigdy się nie mogę zdecydować którego koloru użyć, jaki wzór zrobić naokoło, albo co napisać. 

te które za raz pokażę, robiłam na prezentację stowarzyszeń, żeby każdy wiedział, że my to my. 

odkryłam, że warto pracę podzielić na dwa-trzy dni. w jednym dniu piekę ciastka (z tego przepisu) i lukruję je lukrem na bazie cukru pudru i cytryny, jako podkład. 


niedziela, 13 lipca 2014

118 - już 22

zabierałam się do tego postu już kilka razy, ale zawsze jakoś tak mi zeszło, a potem nie było już światła do zdjęcia... wiem, głupie wymówki. ale jest. dziś. trochę już po urodzinach, ale to nic. 

dla innych robię torty i wychodzą w miarę znośne, raz jestem bardziej zadowolona, raz mniej ale jestem. dla siebie stwierdziłam, że nie będę się bawić lukrem plastycznym, bo po pierwsze nie miałam pomysłu, a po drugie, przecież sama siebie nie dam rady zaskoczyć więc po co się męczyć :) powstał więc taki dekorowany śmietaną z mascarpone, czyli tym czym był nadziany (a oprócz tego miał jeszcze borówki i czekoladę w środku... pycha). może wszystko byłoby dobrze z dekoracją, bo w sumie tylko to nieszczęsne "22" nie wyszło, ale wtedy był taki straszny upał, masa się kończyła, a i ja z tego upału już się kończyłam, więc stwierdziłam, że nic zmieniać i poprawiać nie będę i został taki jak wam zaraz na zdjęciu pokażę.


sobota, 28 czerwca 2014

117 - tort dla przyszłych inżynierów

dziś pewien ktoś (na jego nieszczęście, nie student) przypomniał mi o blogu, a więc jestem i piszę.

ostatnio jakoś zwariowanie jest, a czas tak szybko płynie, nawet się nie obejrzałam a tu już minęły trzy lata i zostało tylko troszkę do końca, do inżynierowania. 

torty muszę ćwiczyć robić, więc każdy pretekst jest dobry do próbowania. ostatnio nadarzyła się okazja do zrobienia takiego jako niespodzianki dla ludzi z roku, a więc powstał. z inżynierami to tylko napis ma coś wspólnego, a reszta to totalna improwizacja. zaczynając go dekorować wiedziałam tylko tyle, że ma być ten napis i kolor taki, bo nie miałam innej okazji żeby go wypróbować. reszta powstała spontanicznie przy użyciu tego co miałam pod ręką, zamysł na początku był inny potem wyszło co wyszło, ale mówili że się podobało więc warto było.

wtorek, 24 czerwca 2014

116 - prawdziwe pisanie

pisanie na papierze jest lepsze niż to komputerowe. takie pisanie na komputerze jest zgubne. siedzisz, myślisz, piszesz, przelewasz emocje i wystarczy chwila, moment naciskasz backspace i już nie ma nic. na papierze mimo wielu skreśleń, pogniecenia, a nawet podarcia kartki, słowa są i patrzą na ciebie, a ty na nie. 
dlatego czasem warto pisać odręcznie, jakimś pisadłem na papierze, bo czasem mogą nam umknąć rzeczy ważne lub ważniejsze. oczywiście są ludzie, którzy nie potrzebują zapisywać różnych rzeczy, magazynują je w mózgu, albo w inny sposób. ja jednak od zawsze lubiłam mieć czasem spisane przemyślenia i refleksje. już nie raz zdarzyło mi się tak, że zapisałam pół strony a potem wszystko skasowałam, jednak zaraz pojawiało się coś nowego i lepszego co wypełniało pustkę.
jeśli są tu tacy co nie próbowali pisać czegokolwiek co siedzi w głowie, to polecam, choć raz na spróbowanie, bo może się spodobać, a czasem bardzo pomaga uporządkować emocje.

sobota, 14 czerwca 2014

115 - tort boisko sportowe

dziś jeden z dwóch tortów o których już kiedyś wspominałam. na ten drugi przyjdzie kiedyś pora ;)

rok temu był tort piłka. w tym roku jest boisko sportowe. zapomniałam o zaznaczeniu rożnych, a miałam je narysowane na mojej ściądze. i to chyba tyle jeśli chodzi o jakieś braki. lukier plastyczny dalej czasem nie chce ze mną współpracować, ale się siebie uczymy i poznajemy więc jest coraz lepiej. nie pozostaje mi nic innego jak pokazać wam zdjęcia, bo cóż o nim więcej pisać.. 

czwartek, 12 czerwca 2014

114 - zacna nazwa

dostałam przykaz żeby post miał "zacną nazwę". więc ma. 
mam wam do pokazania dwa torty, jeden nawet podobno idealnie kolorystycznie wpisuje się w mistrzostwa świata w piłce. aż dziw, że wiem, że coś takiego jest. bo piłka nożna jakoś zawsze była mi nie po drodze. dalej jest i dalej nie mogę pojąć co jest fajnego w gonieniu przez półtorej godziny po boisku za piłką, ale to ja dziwna jestem. ostatnimi czasy zdarzyło mi się kilka razy "pograć" (postać i pofaulować) w piłkę nożną więc jakoś bliżej ją poczułam (czasem dosłownie). absolutnie nie mogę powiedzieć, że zrozumiałam i polubiłam, ale już nie jestem tak na nie, jak dawniej. nawet podziwiam jak niektórzy bez zastanowienia działają i czują piłkę. 
ale o czym ja w ogóle piszę? to przecież nie moje klimaty. chciałabym jakoś nawiązać do tytułu, ale nie wiem z której strony ugryźć temat żeby się nie pogrążyć. 
dziś pod moim kapslem w tymbarku było: "żyj śmiało :)". śmiało można żyć samemu i da się tak żyć, ale czasem fajnie jest mieć kogoś aby żyć śmielej. warto poszukać, tylko taki ktoś musi być tak samo nienormalny, albo tak samo normalny jak ty. bo jak się dobierze nienormalny z normalnym, to nic z tego nie wyjdzie i nie będzie śmiało. 
myślę i myślę co tu więcej napisać, ale łóżko tak mnie woła a oczy tak się zamykają, że chyba dokończę ten wątek kiedy indziej ;) 
a wy uważajcie na różne robaki, które mogły wam wleźć do pokoju, szczególnie na pszczółki 
słonecznych dni życzę ;)

piątek, 6 czerwca 2014

113 - niebezpieczne życie

życie jest niebezpieczne. 
rzadko kiedy możemy decydować o tym co się wydarzy, o tym kogo spotkamy. częściej decydujemy co zjemy na kolację, co ubierzemy, czasem gdzie pójdziemy do szkoły, niż o tych naprawdę ważnych życiowych sprawach.
jest tak, że nie mamy pojęcia, że ktoś istnieje. potem poznajemy takiego ktosia i z dnia na dzień życie bez niego wydaje się niemożliwe. czy to nie jest niebezpieczne? przebywanie ze sobą, wspólne spędzanie czasu, nauka, gadanie o różnych najgłupszych błahostkach sprawiają, że z nieznanego ktosia, taki ktoś staje się częścią naszego życia. można by rzec: nierozerwalną częścią naszego życia. ale co jak to co nierozerwalne się rozerwie? wtedy potwierdza się tytuł mojego posta, że życie jest niebezpieczne. nie przygotowuje ono nas na takie rozerwania. pojawiają się one nagle i ktoś już nie jest tym samym ktosiem. 
oby jak najwięcej ktosiów pozostawało na swoim, tym dobrym, miejscu i nie chciało się rozrywać. a jeśli już to nastąpi, to życie (chociaż niebezpieczne) jest tak skonstruowane, że pojawi się nowy ktoś, po starym pozostanie puste miejsce, ale nowy, może okazać się lepszy. nie wiemy nigdy do końca jak potoczą się nasze losy, ale w sumie bez odrobiny niebezpieczeństwa i adrenaliny byłoby nudno. 

czwartek, 5 czerwca 2014

112 - żyć teraz czy rozpamiętywać?

czasem jest tak, że jest już pierwsza w nocy, a nam mózg pracuje na pełnych obrotach. mój sobie wymyślił właśnie cały tekst, który spróbuję jakoś ułożyć w sensowną całość, bo do rana na pewno o nim zapomnę.

z biegiem lat rozpadają się paczki przyjaciół i grupy ludzi. powstają nowe, jednak wspomnienia powracają, bo było to coś dobrego. i choć następne/nowe może być lepsze to często trzymamy się kurczowo tego co było. bo przecież wtedy to było najlepsze i nic nie mogło się z tym równać. i choć nowe ciekawi to stare daje poczucie bezpieczeństwa, azyl, do którego można wrócić i wiemy co tam można zastać. 
jednak mądrości spisane w różnych książkach, przysłowia i złote myśli mówią nam, że obracanie się i spoglądanie wstecz sprawia, że nie widzimy tego co się dzieje teraz, w końcu znów popatrzymy w przód, ale to co minęliśmy patrząc wstecz, już nie powróci. kto wie czy nie minęliśmy miłości swego życia, albo czy nie minęła nas szansa wygrania w totolotka. nie dowiemy się tego bo byliśmy zajęci rozpamiętywaniem. fajnie jest czasem powspominać, przypomnieć sobie co było, dobre i złe, jednak nie można zamknąć się w świecie wspomnień. trzeba żyć na bieżąco i z radością patrzeć w przyszłość, bo jak nie patrzymy na przód to możemy się wywrócić, a pomóc może nam tylko ktoś kto jest tu i teraz.

niedziela, 25 maja 2014

111 - refleksyjnie

najlepsze pomysły zawsze układają się w głowie jak mam nie po drodze z laptopem. chyba muszę przy sobie notesik nosić żeby moje myśli spisywać ;)
ostatnio zastanawiałam się czemu wolę spędzać czas w męskim gronie, czasem nawet się nie odzywając tylko po prostu będąc. wiadomo faceci jak to faceci, potrafią rozmawiać praktycznie tylko o jednym, ale w przeciwieństwie do dziewczyn, jak coś im nie pasuje to mówią to i nie owijają w bawełnę. to jest fajne, jak ktoś potrafi powiedzieć coś w twarz, bez względu na konsekwencje, a nie woli obgadać za plecami. będąc jeszcze w gimnazjum stwierdziłam, że wolę mieć jednego prawdziwego wroga niż dziesięciu niby przyjaciół. najgorsze według mnie jest udawanie na siłę, że jest się miłym. jak nie mam ochoty z kimś rozmawiać to tego nie robię, a nie silę się na sztuczne uśmiechy. 
cenniejszy jest ktoś kto potrafi powiedzieć co chce, albo o czym myśli od kogoś kto zawsze dostosowuje się do zaistniałej sytuacji, tak żeby innym było dobrze. życie jest za krótkie, aby zawsze innym było tylko dobrze, niech i nam będzie dobrze. może czasem boimy się, że mówiąc, czy robiąc coś ktoś mógłby się na nas obrazić, ale to dowodzi tylko tego, że trzeba się zastanowić czy takie osoby warte są naszej uwagi. 
nie jestem nikim mądrym ani ważnym, żeby się wymądrzać na taki temat, po prostu piszę to co myślę i lubię też mówić to co myślę, a że nie zawsze się to ludziom podoba? przykro, czasem prawda boli, mnie też, nie ukrywam, ale wolę dowiedzieć się czegoś prawdziwego prosto w twarz niż nieprawdy gdzieś pokątnie. 

ale koniec już tego dziwnego, pesymistycznego pisania. mówmy sobie co myślimy, a życie będzie prostsze, bo domyślanie się komplikuje i utrudnia dużo spraw. 

miłej niedzieli wszystkim życzę ;)

poniedziałek, 19 maja 2014

110 - maleńki tort urodzinowy

dziś znów krótko, nawet miałam nie pisać posta, ale że są ciekawe zajęcia związane z uczelnią to post jest ciekawszy ;) 
dzisiejszy torcik jest maleńki (15 cm) i może skromniejszy niż poprzednie, ale nie ujmuje mu to nic z uroku, bo co małe to piękne. zresztą, oceńcie sami 


niedziela, 18 maja 2014

109 - imieninowy tort z konwaliami

dziś króciutko, tylko pokażę wam zdjęcia ostatniego tortu, który powstał. w głowie już mi się układa tekst na nowy post, ale to w ciągu tygodnia się pojawi ;) 
miłego oglądania 

środa, 14 maja 2014

108 - recenzja "powrót do życia"

miałam wczoraj za dużo czasu między zajęciami i za mało pomysłów co z tym czasem zrobić, w końcu coś ciekawego wymyśliłam, ale zanim to nastąpiło odwiedziłam empik. weszłam i postanowiłam, że nie kupię kolejnej głupiej, kolorowej gazety tylko książkę. raz, że dawno nie czytałam papierowej, dwa, że w ogóle dawno nie czytałam. poszperałam trochę i znalazłam taką za dziesięć złotych więc stwierdziłam, że czemu nie? teraz zastanawiam się czy jest sens kupować książkę jak ona się tak szybko kończy? bo już tego samego dnia... 

autor: sandra brown
tytuł: "powrót do życia"

na okładce napisane jest że autorka pisze światowe bestsellery. może coś w tym jest, bo książkę dosłownie pochłonęłam. jak już zaczęłam to czytałam podczas obiadu, czekając na przystanku, potem w autobusie a potem do późnej nocy już w domu. 
o czym jest? żaden kryminał czy thriller, które lubię najbardziej. ta książka jest chyba o miłości. 
bohaterka w młodości była szaleńczo zakochana w koledze z klasy. on, ani nikt inny, nie miał o tym pojęcia. po latach spotykają się gdy jego żona chce kupić dom a nasza bohaterka - pośredniczka nieruchomości - jej w tym pomaga. spotkanie jednak nie jest tak udane jak by się mogło wydawać, kobieta dalej kocha dawnego kolegę, jednak niedługo po spotkaniu, ulega wypadkowi razem z żoną tamtego. żona niestety umiera na miejscu. i tutaj historia dopiero się zaczyna. marcie - nasza bohaterka - obiecuje sobie, że sprawi jeszcze by jej ukochany był szczęśliwy. spotykają się kolejny raz po dwóch latach, gdy ten jest w kompletnej rozsypce, a ona chce go uratować i przywrócić do życia. 
ciekawa i wciągająca historia. daje do myślenia, bo czy kochając kogoś tak bardzo, że można zrobić dla niego wszystko, można równocześnie to ukrywać. a na dodatek żyć ze świadomością, że ukochany stracił swoją miłość przez ciebie. czy można przywrócić szczęście tam gdzie jest żal, smutek i żałoba?

jak już pisałam, książka łatwa i szybko się ją czyta, ale pozwala na chwilę oderwać się od rzeczywistości, pokazuje, że prawdziwa miłość jest w stanie wiele znieść i na wiele poświęceń się zdobyć. 
polecam

niedziela, 11 maja 2014

107 - dwa torty

tak się stało, że dwa torty powstały jednego dnia. oba pojechały w odwiedziny, oba chyba sprawiły radość. 
wszystko zaczęło się od małej propozycji, że może bym taki jeden upiekła. jak do tej pory nie byłam przekonana do takich propozycji, ale stwierdziłam: czemu nie?
zaczęły się więc prace przygotowawcze. przegrzebałam chyba z pół internetu (albo chociaż jakiś ułameczek) poczytałam, pooglądałam i spróbowałam na żywo. zrobiłam lukier plastyczny z innego przepisu z dodatkiem planty i był on bardziej elastyczny (muszę jeszcze kilka razy wypróbować, a wtedy i przepis będzie ;). mając lukier spróbowałam zrobić róże i od nich wszystko się zaczęło, wtedy poczułam, że tort może wyjść.


niedziela, 27 kwietnia 2014

106 - dekorowanie przy użyciu lukru królewskiego cz. I

długo zastanawiałam się czy pisać ten post i pokazywać te ciastka, które za chwilę zobaczycie. wiąże się to z tym, że niektóre z ciastek są bardzo personalne, a te świąteczne... sama nie wiem, czemu się zastanawiałam. jednak przełamałam się i piszę. a jest to część pierwsza, bo na pewno (jestem tego pewna, jak niczego innego) będę chciała robić inne ciastka dekorowane w ten sposób, więc rezultatami będę się dzielić. 

zacznijmy od tego co najważniejsze: od lukru. choćbym chciała to nie umiem podać proporcji. wszystko zależy od wielkości białka, od cukru pudru, od pogody (nie no, żartuję). jedno jest pewne trudno określić co i jak. trzeba obserwować i samemu dobrać odpowiednią konsystencję w zależności od tego co i jak chcemy robić. ale po kolei. najpierw trzeb umyć, a następnie sparzyć skorupkę jajka, pomaga to zabić wszystko złe co siedzi na jajku, więc potem może być ono użyte surowe do lukru. następnie cukier puder. i tutaj trzeba się zastanowić, bo cukier cukrowi nie równy. wiem, bo chyba już większość przetestowałam i różnie się po niech dzieje z lukrem. też trzeba samemu dojść do tego, który najlepszy. mamy już białko, mamy już cukier puder. możemy robić lukier. ja robię w moim magicznym sprzęcie końcówką do ucierania, na wielu blogach i różnych mądrych stronach czytałam że lukier trzeba ucierać, nie ubijać rózgą. jest to prawda. lukier ucierany jest lepszy i nikt mi nie powie, że nie. musi się ucierać długo, ja jak już znajdę odpowiednią gęstość, zostawiam mikser na niskich obrotach i na kilka minut (5-7) mam wolne ;) podobno mają być niewyczuwalne drobinki cukru, ja je zawsze trochę czuję, ale mi wychodzi więc jest chyba spoko. w tym momencie można lukry zabarwić, rozrzedzić w razie potrzeby i zabrać się do dekorowania. 
a tutaj zdjęcie idealnego (według mnie) lukru:



a tak wygląda mój warsztat pracy po długim lukrowaniu, wiele prób, aby na ciastku wyszło wszystko idealnie:

sobota, 26 kwietnia 2014

105 - zamknięci w schematach

dziś post, który napisałam już jakiś czas temu. jednak nietypowo, bo w zeszycie - długopisem. ale powiem wam, że fajna sprawa czasem się oderwać od komputerowego pisania i poczuć papier pod ręką i zapach długopisu, który szybko przemierza kolejne kilometry na kartce. najfajniejsze jednak jest to, że mogę zobaczyć, że napisałam cały tekst i nic w nim nie skreśliłam. wszystko co napisałam chciałam żeby było i wszystko dla mnie było dobre. 
tutaj macie na dowód zdjęcie:


a ja zajmę się teraz przepisywaniem, zapraszam do czytania:

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

104 - rok

ojej ojej ojej. zagapiłam się, myślałam, że to będzie w środę, a to jednak dziś.

tak. blog obchodzi dziś swoje pierwsze urodziny. miałam na tą okazję zrobić urodzinowe ciasteczka, ale sama się zaskoczyłam, że to już dziś i ciasteczka niestety nie zdążyły się zrobić. nic straconego, powstaną na pewno, a wy zapewne zobaczycie wyniki.

tak szybko zleciał ten rok. w ogóle ostatnio jakoś czas szybciej upływa. (podobno w pewnym wieku tak czas zaczyna lecieć). układałam sobie w głowie od jakiegoś czasu co napiszę w tym właśnie poście, ale jakoś teraz wszystko wydaje mi się takie nie na miejscu. może gdyby te ciastka były to coś by się tutaj działo.

czy nauczyło mnie czegoś pisanie bloga? jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że odkryłam moje nocne zamiłowanie do pisania. a pisanie, nawet o największych głupotach (takich, że aż wstyd pokazywać światu) pomaga zrozumieć co nam siedzi na wątrobie i jest to forma komunikacji, na początku z samym sobą, potem z innymi. fajnie jest jak ktoś do mnie pisze z pytaniem aby upewnić się co i jak w przepisie albo jak przy okazji ktoś przypomni sobie coś co było na blogu. to są takie momenty, że człowiek utwierdza się w przekonaniu, że jednak warto coś czasem napisać. 

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

103 - inaczej niż zwykle cz. I

zacznę od tego, że fajnie by było aby powstało więcej tego typu wpisów, więc ten jest oznaczony jako pierwszy. 

o czym będzie "inaczej niż zwykle"? głównie o studenckich perypetiach i zdarzeniach ściśle związanych ze studiowaniem. jakiś czas temu na zajęciach, które okazywały się mniej ciekawe zaczęłam pisać sobie różne rzeczy w miejscu gdzie miały być notatki. w ten sposób powstają "notatki wykładowe" niestety nie mogą być one w całości udostępniane do użytku publicznego. w ogóle miałam nic nie pisać o tym, ale stwierdziłam, że czemu nie? nie zawsze można być poważnym, czasem trzeba się uśmiechnąć, a myślę, że chociaż niektóre z moich fragmentów, które tu napiszę kogoś rozśmieszą. rozśmieszą na pewno tych, którzy wiedzą o co chodzi i byli świadkami zaistniałych zdarzeń, niemniej domyślanie się i dopowiadanie sobie pewnych rzeczy też jest fajną zabawą i świetnie działa na wyobraźnię. a więc zaczynamy. będą to po prostu luźne, nie związane z sobą myśli, zapisy, albo cytaty powstałe w miejscu zdobywania wiedzy, zapraszam do czytania, ewentualnego komentowania i krytykowania moich głupich pomysłów.

czwartek, 3 kwietnia 2014

102 - recenzja "wszystko za życie"

miałam nie czytać przed snem, bo wiedziałam, że ją skończę. a jak skończę to najlepiej mi się pisze tak "na świeżo". więc piszę.
zachęcona przez kolegę rekomendacją filmu postanowiłam przeczytać książkę, była to dobra decyzja. filmu nie widziałam i choć nie lubię oglądać filmów po przeczytaniu książki to tego chyba jestem ciekawa. 

autor: jon krakauer
tytuł: "wszystko za życie"

w książce opisana jest prawdziwa historia. historia życia i śmierci chrisa mccandelsa. autor próbuje dociec czemu młody chłopak, wykształcony i mądry, traci życie. a traci je, wydawałoby się, w bezsensowny sposób i z własnej winy. wyrusza na alaskę bez odpowiedniego sprzętu, odpowiedniej ilości jedzenia. chce tam przeżyć żywiąc się tym co zdobędzie. jednak to mu się nie udaje. krakauer napisał o tym artykuł do gazety, jednak historia chłopaka tak go poruszyła, że zaczął zbierać informacje o nim po różnych zakątkach kraju, śledząc jego życie i wcześniejszą wędrówkę, finalnie tworząc ze zdobytych informacji książkę.
książka daje do myślenia. i choć może się wydawać zwyczajna to opowiada o niesamowitej chęci przeżycia życia dobrze, w zgodzie ze samym sobą. może nie do końca był to udany pomysł, bo nie zawsze da się liczyć tylko na samego siebie, ale niesamowita jest determinacja i chęć podążania za własną wolą, młodego chłopaka. 
dla mnie chris jest niesamowity, trzeba być naprawdę odważnym i mocnym człowiekiem, aby zdobyć się na takie rzeczy jakich dokonał i wybory, które podejmował.

książka naprawdę godna uwagi i polecenia.  

środa, 2 kwietnia 2014

101 - chałka z kruszonką

od wczoraj toczę walkę ze sobą o czym napisać, czy o chałce czy o książce, jednak mam jeszcze dziesięć stron (nie chcę jej kończyć) więc w końcu padło na chałkę, której notabene (o zgrozo, mówię jak mój polonista w liceum) już nie ma :) 

chałka z kruszonką i masłem to coś tak pysznego i jakoś (przynajmniej mi) przypominającego dzieciństwo, że naprawdę warto zrobić. a robi się prosto i szybko. stop. nie szybko. bo to ciasto drożdżowe, więc trzeba czekać aż urośnie, a poza tym to jest szybko. a ze świetnego przepisu, więc na pewno wszystkim wyjdzie.

poniedziałek, 24 marca 2014

100 - setny wpis i pewne urodziny

obiecałam, że ten post będzie na wypasie. chciałam żeby taki był, ale czy do końca mi się to uda to nie wiem.
jestem zadowolona, że powstało już tyle wpisów, nie zawsze każdy był taki jak być powinien, niektóre pewnie za bardzo osobiste, ale większość chyba mogła być?

trzeci raz podchodzę do pisania. jest 00:42 a wena nadal się nie odnalazła, wena czy to coś co pomaga mi czasem pisać. nic to. miało być po weekendzie i miało być na wypasie. już jest w sumie po weekendzie więc zaczynamy. 

jakiś czas temu kuzynka spytała czy bym nie zrobiła tortu na roczek dla jej córeczki. wtedy bez zastanowienia (chyba?) odpowiedziałam, że zrobię. teraz musiałabym się dłużej zastanowić, albo będę tylko na "roczek" robić? wtedy na pewno dużo potencjalnych klientów by odpadło. a więc zrobiłam. kompletnie nie miałam pomysłu co i jak. padł pomysł ze strony kuzynki: "myszka miki", ale tego to nawet sobie nie wyobraziłam. znalazłam fajną (ogromną) foremkę kwiatka i postanowiłam że będzie to tort z kwiatkiem na górze. tyle mojego pomysłu, reszta wyszła przy pracy, jako łatanie dziur, albo zakrywanie mankamentów. 

środa, 19 marca 2014

99 - ciasto cytrynowe z żurawiną

w tamtym tygodniu znalazłam ten przepis na ciasto cytrynowe. od dawna chciałam takie zrobić ale bałam się, że będzie za suche czy coś nie wyjdzie. ale w końcu się zdecydowałam i jestem zadowolona. 
przepis był inspiracją i bazą jednak dużo w nim pozmieniałam, bo chciałam żeby zmieścił mi się do blaszki innej niż keksówka, a nie mogłam podwoić składników bo nie miałam wszystkiego na tyle. więc powstał inny podobny, ale zmieniony. jak coś zważyłam, zmierzyłam to zapisywałam i tak powstał mój placek. świetny, wilgotny, kwaśny i pyszny. a żurawinę dodałam bo kolorystycznie świetnie pasowała a i smakowo się sprawdziła. 

niedziela, 16 marca 2014

98 - zabawa z lukrem plastycznym

jeśli się nic nie robi, to się nic nie dzieje. na przykład jak się nie gra na skrzypcach to się na skrzypcach nie nauczy grać - logiczne.
tak samo jest z pracą z lukrem plastycznym. jak się nie będzie ćwiczyć to po pierwsze nie zrobi się go dobrze i w ogóle praca z nim nie będzie wychodziła, będzie się urywał, przyklejał. to był mój trzeci raz z lukrem plastycznym. chyba trzy lata temu zrobiłam pierwszy raz dekoracje z niego na torcie dla brata (żółty z zielonymi wstawkami). w tym roku poszłam krok dalej i zrobiłam piłkę, ale tu głównie chodziło o kształt nie o lukier. 
teraz postanowiłam skupić się na lukrze. robiłam z tego przepisu. kiedyś znajoma mi go poleciła i rzeczywiście sprawdza się dobrze. wiadomo, że jak zostanie bez zamknięcia to szybko wysycha, ale już włożony do woreczka zachowuje się jak plastelina przez długi czas. 
po zrobieniu, co nie jest takie łatwe, trzeba lukier zabarwić, a to jest jeszcze trudniejsze. chociaż może tylko kilka pierwszych razy jest trudne... a więc do barwienia trzeba koniecznie ubrać rękawiczki, choć utrudnia to pracę bo się kleją. ale jest to niezbędne żeby nie mieć kolorowych rąk.
jak już wszystko mamy gotowe możemy zabierać się do dekorowania tego co akurat mamy pod ręką. ja uczyłam się piec biszkopta (bo nie umiałam!) i powstały z niego mini torciki. 



sobota, 15 marca 2014

97 - uśmiech, uśmiech

bo sam "uśmiech" w tytule już chyba był, a poza tym weszłam na bloga, a tam 3600 wyświetleń więc pojawił się uśmiech.

w ogóle dzisiejszy dzień był taki obfitujący w uśmiech. a to dlatego, że bez przymusu wstałam o 7:50? jeśli zajęcia miałam dopiero po czternastej?
dwa dni temu miałam pisać, że lepiej mi się myśli i tworzy w nocy. wolę nocne pisanie. nie ważne czego, w nocy mogę się bardziej skupić. ostatnio cały dzień myślałam o napisaniu czegoś na zajęcia i nic nie wychodziło. siadłam dziesięć minut przed północą i w pięć minut napisałam. nie wiem czy do końca dobrze, ale napisałam. 
a dziś wstałam o tak wczesnej porze (dla mnie jak nie muszę wstawać to naprawdę wczesna) i też mogłam pracować wydajnie, nawet umysłowo (tak!) no i już sama nie wiem, czy lepsze nocne siedzenie czy wczesne wstawanie. bo zawsze czerpałam radość z dłuższego spania, ale dziś przekonałam się (wczoraj, bo już sobota), że jak rano wstanę to mi się bardziej chce. aleee chyba jest jeden szkopuł. przypomniałam sobie okoliczności obudzenia: promień słońca trafił mnie w oko. i ja nie byłam na niego zła, tylko cieszyłam się ze słoneczka. z tego, że jest ciepło, że mi muchy do pokoju wlatują (bo to oznaka wiosny). 
a potem śmiechu tyle, że można spaść z krzesła :) więc kolejne powody do uśmiechu. czego dowodem może być fragment rozmowy z koleżanką: "i przy przebywaniu z wami, czyli śmiechem chyba najwięcej spaliłam (kalorii)". więc dziś uśmiech jest sponsorem spalania kalorii. 

miałam napisać coś dużo i fajnie. jak na razie ani dużo ani fajnie, niby zwyczajnie, a niezwykle. jak w jeden dzień można się dowiedzieć różnych rzeczy o człowieku. albo spotkać tych, których dawno nie widzieliśmy. 
jest tyle powodów do uśmiechu. powodów małych i dużych, głupich i mądrych. apropo głupich. przypomniało mi się pytanie z ankiety, którą uzupełnialiśmy dziś żeby pomóc komuś przy pisaniu pracy. większość pytań była nawet spoko, takie o życiu, niektóre śmieszne niektóre dziwne. a że było ich 240 to mieliśmy ubaw, ale jedno pobiło wszystkie inne: "czy zdarza ci się oszukiwać podczas układania pasjansa?" ni z gruszki ni z pietruszki pytanie o pasjansa. no i muszę przyznać, że jak układam takiego prawdziwego z kartami na stole, to czasem zdarza mi się oszukiwać. ciekawe jakie będą wyniki badań z tych ankiet...

a na dziś to już chyba tyle. mam nadzieje, że niektórzy przeczytawszy rano zastosują się do tytułu, a niektórzy znajdą odniesienie do dnia dzisiejszego. 

jeszcze na koniec. muzyka i głos kolegi made my day (a szczególnie jego końcówkę) :) uwielbiam prawdziwą muzykę, taką ze skrzypcami i prawdziwym, nieudawanym głosem. 

poniedziałek, 10 marca 2014

96 - recenzja "hrabia monte christo"

ludzie, ludziska, ludziątka. najgenialniejsze coś co przeczytałam ostatnimi czasy. i w ogóle jedno z lepszych, które kiedykolwiek przeczytałam. meeeega. i nikt mnie do tego wpisu nie zmuszał, ani nic za to nie mam. po prostu jestem zachwycona tą książką. 

autor: dumas aleksander
tytuł: "hrabia monte christo"
skala 1-10: 15 :)

w tym miejscu zawsze zastanawiam się co napisać żeby nie zabrać komuś przyjemności czytania i odkrywania kolejnych wątków. niemniej spróbuję jakoś zarysować fabułę bez zdradzania szczegółów.
głównym bohaterem jest edmund. pojawia się on na początku powieści jako młody chłopak, którego przyszłość maluje się w pięknych barwach. ma zostać kapitanem statku, poślubić piękną, kochaną kobietę i żyć dostatnie. wiadomo, że szczęście przeważnie odwraca się w najlepszym momencie od człowieka. tak też było i w tym przypadku. młody chłopak trafił do więzienia. jego nadzieje, plany legły w gruzach a on sam cudem przeżył kolejne czternaście lat. więzienie, choć wydawałoby się końcem świata, dla niego otworzyło nowe możliwości, a przeżył tam może nie piękne, ale bardzo pouczające lata. opuściwszy więzienie powziął postanowienie, że zemści się na tych, przez których tyle wycierpiał i tyle stracił. 
i tu zaczyna się najciekawsza część. choć każda jest równie zajmująca. więc nic pisać więcej nie będę. jeśli ktoś czytał to wie, a jak ktoś nie czytał to może zechce. 


piątek, 28 lutego 2014

95 - prędkość

czy też tak macie, że jak chcecie sobie coś przyśpieszyć, skrócić to wychodzi jeszcze dłużej? NA PEWNO.

chociażby kolejka do kasy. ZAWSZE jak pójdę do tej "krótszej" to wystoję się dwa razy dłużej, bo. jakaś pani na przykład przypomniała sobie, że jednak nie chce kupować danej rzeczy i trzeba ją wycofać, a do tego potrzeba jest specjalna inna pani, albo: "o jejku, to trzeba było ważyć? to ja szybko pobiegnę". "a dwadzieścia siedem groszy dostanę?" i grzebie w portfelu i grzebie toto, a ja się skręcam. nie mówię, że ja nie grzebię, no ale nie muszę znosić wszystkiego, mogę marudzić.

albo. taka myśl: "pojadę tamtędy będzie szybciej", a za zakrętem światła - no bo jakżeby inaczej, roboty drogowe. a co za tym idzie? (albo jedzie) oczywiście koparka. już za światłami, ale za to na całej drodze rozkraczona. i stoi. i ruszyć się nie chce, a pan macha ręką żeby przecisnąć się przez szczelinę, bo przecież miejsce jest. 

spieszy mi się coś znaleźć szybko na internetach. to wtedy kochany komputer instaluje aktualizacje, a co sobie będzie. i potem sapie i dyszy, a ja czekam i kwitnę, a on dalej obraca tym kółeczkiem i przestać nie może. 

no po prostu "uwielbiam" takie sytuacje. ale przynajmniej można wtedy spokojnie śniadanko zjeść, albo posłuchać lepiej muzyki (patrząc na pana koparkowego), albo poprzyglądać się ciekawym osobistościom znajdującym się w uwielbianych przez nas marketach (a czasem jest co pooglądać). 

taka codzienność, chyba każdego z nas. 

czwartek, 20 lutego 2014

94 - w zamknięciu żyje się dłużej?

jeśli jest się mandarynką, to na pewno. a przynajmniej tą specjalną mandarynką, którą ja posiadam. 
pierwszy raz wspominałam o niej z okazji mikołaja w tym poście, myślałam, że na tym nasza historia się skończy. jednak myliłam się. ona ładnie zapakowana nie skłoniła nikogo do zjedzenia jej więc samotnie czekała w kąciku, aż ją odnajdę. i znalazłam, przy okazji nauki do sesji. nie żeby była jakoś schowana tylko po prostu wpasowała się w krajobraz, a wiecie, że jak jest sesja to wszystko jest bardzo ciekawe. więc i ja zaciekawiona stworzyłam mini wpis na fejsbuku o tejże niesamowitej mandarynce. tutaj możecie go przeczytać. no i znów myślałam, że historia mandarynki się zakończy. ale ona nadal żyje i ma się dobrze.

czwartek, 6 lutego 2014

93 - spełnione pragnienie

od razu informuję tych co może zauważyli, a może nie, numer posta nie ma taki numer jakby pasował. ale to dla uczczenia pamięci posta, który powstał ale niestety nie był gotowy na zderzenie z rzeczywistością. 

a co dzisiaj? "spełnione pragnienie" to tytuł opowiadania, które najprawdopodobniej napisałam w liceum (albo w gimnazjum). nie jestem do końca przekonana czy to ja to stworzyłam ale mam dziewięćdziesiąt osiem procent pewności. to chyba dużo. znalazłam to opowiadanie po tylu latach w starym zeszycie, z którego potrzebowałam kartkę (na egzamin). były tam również obliczenia funkcji bezwzględnych i różne inne dziwne rzeczy. jednym słowem: brudnopis. a w nim taka perełka. może nie każdemu się spodoba, ale ja lubię odnajdywać i czytać swoje teksty po latach. kiedyś znalazłam opowiadanie o którym już wspominałam, o koniku różowe serduszko. byłam zachwycona, choć wszystko jest tak słodkie (panienka izabelka, justysia, andrzejek) tak, takiego języka używałam, ale to w podstawówce. te późniejsze mają lepsze słownictwo. 
a więc przygotujcie się na dłuższe czytanie. nie mam pojęcia co mnie zmotywowało do napisania akurat czegoś takiego. tekst mówi o czekaniu i o nadziei. chyba każdy na coś czekał i każdy miał na coś nadzieję...
a więc zapraszam do czytania:

sobota, 1 lutego 2014

91 - bo chcę napisać...

...i znów wam spamować. ale tak jakoś ostatnio lepiej mi się przelewa wszystko w formę literkową na ekran komputera. godzina taka późna więc grzeczne dzieci powinny już dawno spać. ja chociaż marzę o łóżku to postanowiłam jednak podzielić się częścią moich emocji coby do jutra ich nie zapomnieć. 
czy można zachorować na piosenkę? można. siadła mi taka jedna i cały czas nuci się z tyłu głowy. ale to nie pierwszy raz i na pewno wiele z was również tak miało. z jednej strony fajnie, a z drugiej nie można zapomnieć i nie można a potem nagle znika i przypominamy sobie o takiej piosence po pół roku. 
czy można mieć białą bluzkę, trzymać na kolanach dziecko, które je jagodowy mus i być czystym? można. tylko trzeba być mega uważnym i poganiać mamę dziecka, żeby szybko rączki wycierała :)
aaaaa teraz mi się przypomniało. nie parkujcie nigdy pod drzewem. choćby nie wiem co. nie parkujcie. no chyba, że chcecie sobie auto myć, to parkujcie. nie lubię ptaków!

wierzycie w szczęście, szczęśliwy los? czy, np. wyznajecie zasadę, że szczęściu trzeba pomóc? pomóc poprzez poszukanie odpowiednich ludzi z odpowiednimi cechami i zainteresowaniami, lub poprzez stwarzanie jakichś sytuacji. ja sama nie wiem co myślę na ten temat. w sumie szczęście to pojęcie względne. dla jednego będzie to moment jak dziecko zrobi kupę, dla drugiego zdanie egzaminu, dla trzeciego śpiewanie, gra na instrumencie. są różne szczęścia, ale chyba każde, jeżeli ma wyjść, jest warte zachodu.

często rozmowa z ludźmi dalszymi, którzy mają inne spojrzenie na nasze życie (nie do końca takie jak jest naprawdę - bo dalsze spojrzenie) mogą nam uświadomić coś o czym nie mieliśmy pojęcia, albo nie chcieliśmy mieć. warto sobie coś postanowić, zawziąć się, wytrwać w postanowieniu bo jeśli coś robimy to zawsze coś z tego wyjdzie. zawsze. mniejsze dobro czy większe, ale wyjdzie. a jak nic nie zrobimy to i nic nie wyjdzie. 
tak więc do roboty. (miłej soboty) 
taki żenujący rym, ale musiałam 
:)

czwartek, 30 stycznia 2014

90 - z braku czasu :)

co jest dobrym powodem do napisania posta? egzamin. na przykład taki, który jest jutro. taki o burakach i agregatach?. więc śmiało możemy pisać post, a o egzaminie jeszcze pomyślimy.

dziewięćdziesiąty post. tak się cieszę, że już tyle tych moich głupot powstało. myślałam że na rok od powstania bloga będzie setny post, ale nie wiem czy do połowy kwietnia coś więcej nie powstanie. zobaczymy. 

a dziś wymyśliłam sobie, że napiszę o emotikonach. obecne praktycznie wszędzie, opanowały wiele stref życia. ja nie wyobrażam sobie nie używania ich, chociaż na blogu próbuję to ograniczać. (a dzisiejszy tytuł? no cóż.. na przekór wszystkiemu). zastanawiałam się czy można by było ot, tak po prostu przestać ich używać. podejrzewam, że nie. jak już wspominałam ja sama nie wyobrażam sobie żeby ich nie używać. jednak nadużywanie powinno być karalne. niektórzy przesadzają i to konkretnie, ale na niektórych ludzi nie ma rady i nic się z tym już nie zrobi. emotikony są ciekawym dodatkiem do rozmów tych wirtualnych i esemesowych. mogą w łatwy sposób pokazać co czujemy. ale śmiesznie by było sobie wyobrazić kogoś z taką miną w realnym życiu. bo jednak nie zdarza się często, że pokazujemy sobie języki albo nieustannie mrugamy oczkiem. jednak coś w tym jest i fajnie, że te wesołe (czasem smutne, czasem groźne) buźki istnieją. jak ktoś z kim piszemy nie robi buziek, a zazwyczaj robi, można poznać, że coś jest nie tak ;) chociaż jeden znajomy nie używa ich prawie w ogóle, na początku myślałam że nie wiem, gniewa się czy coś.. a on po prostu ich nie stosuje, albo bardzo rzadko więc i ja ich wtedy nie stosuję, bo i po co? 
no. to sobie stworzyłam wpis o emotikonach, powstały z potrzeby wypełnienia czymś czasu.

a ja dalej sobie siedzę w moim ciepłym kąciku przy kaloryferze z gorącą herbatką z cytryną i rozmyślam na różne szalenie ciekawe tematy (jak np. moment krytyczny równowagi podłużnej ciągnika). ale żeby nie było ja wcale się nie użalam nad losem studenta. jest sesja więc mogę sobie coś od czasu do czasu o egzaminie bąknąć. 

to studentom miłej sesji życzę, a wszystkim młodszym udanych ferii, a starszym (jeśli czytają) noooo to słońca więcej :)

czwartek, 23 stycznia 2014

89 - obiecuję poprawę?

miałam w głowie całkiem co innego, ale będzie chyba inaczej. sama nie wiem. zostałam ponaglana o kolejny post. "bo nudno, nie ma co czytać, zaniedbujesz bloga". więc piszę. jakoś ostatnio tak zapomniałam jak się czyta książki, zapomniałam jak się tworzy piękną muzykę, a i w kuchni mniej działam. więc została tylko codzienność, a codzienność ostatnio taka codzienna i zwykła więc też marny temat. chociaż... może ta codzienność nie jest taka codzienna tylko jakaś taka inna, bardziej absorbująca i taka własna nie do podziału między czytelników ;) ale jak się uda to może w jakiejś tam przyszłości poczytacie o tym co się działo, bo jak się to zakończy, to może być ciekawie. 

poniedziałek, 13 stycznia 2014

88 - wszystko na opak i inna odsłona piernikowych serc

wiem, że nie jestem pierwsza, która robi takie odkrycie, ale zdarzyło mi się to chyba pierwszy raz. na pewno każdy z was miał coś takiego, że nie chciał o czymś myśleć, chciał coś zapomnieć. no właśnie. często tak jest. ja postanowiłam dręczącą myśl odgonić i zapomnieć. nawet się udało tylko... mózg mnie oszukał i mimo, że w dzień udawał że nie pamięta przez całą noc śnił piękne sny o tym o czym chciałam zapomnieć. noooo was też mózg tak oszukuje? 

czwartek, 2 stycznia 2014

87 - słoik roku 2013...

...a przynajmniej jego połowy.

witam wszystkich w nowym roku. dla niektórych to ogromne przeżycie, dla mnie jedynie nowy format daty. pokrzepiające jest jedynie to, że słońce coraz dłużej będzie pozostawać na niebie i dni będą dłuższe. 

ale przechodzę do dzisiejszego tematu przemyśleń. słoik z 2013 roku :) brzmi dziwnie i jest dziwne. w tamtym roku trafiłam w internecie na pomysł stworzenia słoika, do którego wrzuca się karteczki z napisanym co się nam dobrego przytrafiło itd. itp. stwierdziłam: czemu nie? i zrobiłam takowy słoik. niestety dokładnie z dniem 23 czerwca pojawiła się ostatnia karteczka i więcej już nie wrzuciłam. sama nie wiem czemu się tak stało... miałam jednak postanowione, że otworzę to na sylwestra i będę przeżywać cały poprzedni roku jeszcze raz. hmmmm, śmieszne no ale.. zapomniałam oczywiście o słoiku i o "przeżywaniu". dopiero siostra mi przypomniała i tym sposobem dziś się do niego dobrałam. i śmiałam się z tego co tam znalazłam.